Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W tym roku Śrem bez motorowodnych mistrzostw

Radosław Patroniak
Za niespełna miesiąc rozpocznie się oficjalnie sezon motorowodny. Czas pozostały do inauguracji zawodnicy spędzają na treningach i przygotowaniu do kluczowych imprez w sezonie.

W tym roku w Polsce zostaną rozegrane cztery zawody o randze mistrzostw świata i Europy: w Myśliborzu, Chodzieży (4–5 czerwca) oraz Żninie, a także wyścigi na wytrzymałość będące eliminacjami MŚ tzw. Endurance w Augustowie.

– Pierwsze próby mamy zaplanowane na 1 maja w Chodzieży, bo tam będzie rozegrana impreza numer jeden w tym sezonie, a mianowicie MŚ w klasie S-550. Może tak bym nie powiedział, gdybym wybierał się na ME do Rosji. Tam jednak mnie nie zobaczą. Nie chcę być po prostu znowu oszukany. Będę miał inne starty, ale priorytetowo traktuję występ w Chodzieży – przyznał Lechosław Rybarczyk.

68-letni zawodnik, jeden z najbardziej utytułowanych w historii sportu motorowodnego, nie boi się młodych rywali, tylko koniunkturalnego podejścia do organizacji zawodów. – Chodzieży należą się słowa uznania, bo w Wielkopolsce została sama na placu boju. Odpadł Zbąszyń oraz Śrem, bo władze doszły do władzy i przestały się interesować motorowodniakami. Trochę mnie to śmieszy, bo to świadczy o przywiązaniu do głosów wyborców, a nie do emocji sportowych – zauważył popularny „profesor’’, zwany też przez niektórych „dziadkiem”.

Wszystkie określenia sam Rybarczyk traktuje z przymrużeniem oka. – Dziadkiem nazywano mnie już 20 lat temu. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Nadal się nie przejmuję wiekiem. Chcę tylko sobie udowodnić, że wciąż potrafię wygrywać. Oczywiście do pełni szczęścia potrzebny jest dobry sprzęt. Silnik spróbuję zrobić taki, żeby to wszystko jechało na miarę moich oczekiwań. Nie będę przecież jeździł na „starych grabiach”. To nie w moim stylu. Młodzież interesuje mnie więc w ograniczonym stopniu. Oni mają tylko „strzały”, a nie mają świadomości, że o sukcesie decydują niuanse i konsekwencja w przygotowaniu silników – podkreślił wielokrotny mistrz świata i Europy.

W poprzednim sezonie po złoty medal MŚ jako jedyny Polak sięgnął młodszy (18-letni) kolega klubowy Rybarczyka z Posnanii Marcin Mucha.
– Nie chcę umniejszać sukcesu Marcina i jego ojca Janusza, który przez wiele lat był moim mechanikiem, ale po złoto w Zbąszyniu popłynął on na zrobionym przeze mnie silniku. Zrewanżowałem się w ten sposób za wieloletnią pomoc, ale w tym roku pracują oni na własny rachunek i niekoniecznie muszą dojść do tych samych osiągnięć – przekonywał Rybarczyk. Według niego sport motorowodny jest bardzo specyficzną dyscypliną. – Można wydać mnóstwo pieniędzy na nowe części i technologie, a w trakcie sezonu oglądać plecy rywali. Nie piszę czarnych scenariuszy dla młodych zawodników, ale muszą oni zdawać sobie sprawę z tego, że konkurencja nie śpi i będzie chciała im dobrać się do skóry. Wszystko zweryfikują na szczęście wyścigi – zakończył nasz motorowodniak.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto