Znana osobowość telewizyjna odwiedziła Ceglarnię Jarosławki
Marcin Meller to dziennikarz, felietonista, prowadzący “Drugie Śniadanie Mistrzów” na TVN24, były redaktor naczelny magazynu “Playboy”. Jest także autorem książek m.in. “Gaumardżos! Opowieści z Gruzji” i “Czerwona Ziemia. Podczas niedzielnego spotkania w Ceglarnii w Jarosławkach, które poprowadził Bartosz Klimczuk, zaproszony gość opowiedział m.in. o swoich początkach w pisaniu książek.
Mając siedem lat napisałem przygody doktora Pipściudzińskiego, a to dlatego, że mój tata, wtedy pan doktor nauk historycznych miał dosyć ortodoksyjne podejście do wychowania dzieci. Zamiast normalnych bajek wymyślał własne. W tym właśnie przygody doktora Pipściudzińskiego
- wspominał Marcin Meller.
Anegdota o jeleniu i sarence z czasów szkolnych
Jak dodał jego tata miał specyficzne poczucie humoru, które niekoniecznie było przeznaczone dla siedmioletnich dzieci.
Będąc w pierwszej klasie pani pokazywała planszę ze zwierzętami i pokazała jelenia. Pyta się “co to za zwierzę?”, na co ja powiedziałem, że “to jest Lenin”, bo tak mi wytłumaczył tatuś. Mówimy o roku 1976, środek Gierka. Mówię Lenin na co nauczycielka zbladła “Dziecko! Co ty mówisz?! To jest jeleń”. “Nie tata mi wytłumaczył, to jest Lenin”. Nauczycielka mówiła, że Lenin to przywódca światowego proletariatu i leży w mauzoleum w Moskwie. Ja na to, że “nie tam jest jeleń i jego żona sarenka dupenka”, bo mi tatuś powiedział
- zdradził autor “Czerwonej ziemi”.
W tym momencie nauczycielka mało mnie nie grzmotnęła o posadzkę. Wezwano ojca do szkoły. Ojciec oczywiście się wyparł, że dziecku się coś pomyliło. Po czym mówię “Ale tato, sam powiedziałeś”, co skwitował “Cicho mały!”. Jak wyszliśmy ze szkoły, to wtedy miałem pierwszą lekcję wychowania obywatelskiego, że nie wszystko, co się mówi w domu, należy powtarzać w szkole. Zabrał mnie na lody w ramach pocieszenia
- podsumował historię z czasów szkolnych.
Jak "Czerwona ziemia" Marcina Mellera trafiła pod ... satynowe strzechy
Znany felietonista wspominał m.in., kiedy uwierzył w sukces swojej ostatniej powieści “Czerwona ziemia”.
Instagram i media społecznościowe zaczęły zalewać zdjęcia z książką zadowolonych czytelników i czytelniczek z jakby to powiedzieć zupełnie innej bajki. Na przykład skąpo odziane niewiasty z bardzo długimi tispami, w stringach widocznych na satynowej pościeli, z tymi wydętymi ustami. Pomyślałem “Boże, jestem w raju!”, a to dlatego, że nagle okazało się, że moja książka trafiła pod strzechy. Satynowe, ale jednak pod strzechy
- dodał Marcin Meller.
Autografy i pamiątkowe zdjęcia z zaproszonym gościem
Po zakończeniu wydarzenia zaproszony gość podpisywał czytelnikom swoje książki i pozował do zdjęć. Tak jak mówił podczas spotkania największy wpływ na zainteresowanie literaturą i czytaniem miał jego ojciec.
Tata pochłaniał olbrzymie ilości książek. Jako historyk interesował się głównie historią Francji, głównie rewolucji francuskiej. W zasadzie czytał więcej po francusku niż po polsku. Pochłaniał mnóstwo literatury pięknej dla przyjemności plus mnóstwo literatury sensacyjnej. Czytał bardzo dużo kryminałów po francusku. Jego wpływ był najważniejszy. Zarażał tym od małego
- opowiadał w rozmowie z nami Marcin Meller.
Mam dwójkę rodzeństwa, bliźniaki, osiem lat młodsze. Mam rodzeństwo, ale wychowałem się trochę jak jedynak. Do ósmego roku życia byłem sam, a potem ja miałem dwanaście, a rodzeństwo cztery. Te książki to była moja enklawa, ucieczka, wszystko i tak pozostało do dzisiaj. To zawsze była moja ulubiona rozrywka. Prawda była taka, że w czasach mojego dzieciństwa tak wiele tych rozrywek nie było. Piłka na podwórku, w telewizji raz na jakiś czas jakiś film i książki
- dodał nasz rozmówca.
Każdy czytelnik lubi inny rodzaj literatury
Czy wśród tytułów są książki, które Marcin Meller poleciłby każdemu czytelnikowi?
Moja ulubiona powieść, czyli “Hrabia Monte Christo”. Uwielbiam ją, ale ktoś może powiedzieć “Jezus, 1500 stron, wolę, żeby było krócej”. Albo “Paragraf 22” Josepha Hellera. Za każdym razem kwiczę ze śmiechu jak to czytam. Jednak wyobrażam sobie, że ktoś może uznać to za durne. Nie ma czegoś takiego jak uniwersalna rzecz. Na szczęście. Ludziom się podobają inne rzeczy
- zaznaczył.
Dla zabawy robię czasami na Facebooku różne rankingi. Parę miesięcy temu zrobiłem ranking swoich ulubionych seriali. “Łoo Panie, a dlaczego ten tak wysoko? A dlaczego ten tak nisko?”, każdy ma swoje gusta. Największa afera i dyskusja była o tym, że na pierwszym miejscu umieściłem “Przyjaciół”. Świadomie zresztą. Tak samo jest z książkami. Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził
- podsumował Marcin Meller.
Zobacz również na srem.naszemiasto.pl
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?