Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus na świecie. Peruwiańska kwarantanna, czyli koronawirus w Ameryce Południowej oczami Bartosza Klimczuka

Bartosz Klimczuk
Koronawirus na  świecie. Peruwiańska kwarantanna, czyli koronawirus w Ameryce Południowej oczami Bartosza Klimczuka
Koronawirus na świecie. Peruwiańska kwarantanna, czyli koronawirus w Ameryce Południowej oczami Bartosza Klimczuka fot. arch. prywatne Bartosz Klimczuk
Koronawirus na świecie. Już wkrótce minie rok jak szeregi redakcyjne „Tygodnika Śremskiego” opuścił Bartosz Klimczuk. To właśnie dzięki naszemu koledze mamy okazję dowiedzieć się ja wygląda pandemia koronawirusa w Ameryce Południowej, gdzie obecnie przebywa. Zapraszamy do lektury.

Gdy rozpoczynaliśmy naszą podróż po obu Amerykach w połowie lipca zeszłego roku, nigdy byśmy nie przypuszczali, że mniej więcej w jej połowie wybuchnie na świecie pandemia koronawirusa. Gdy COVID-19 siał spustoszenie w Chinach byliśmy spokojni - to w końcu drugi koniec świata. Pierwsze przypadki zachorowań w Europie powinny dać nam już do myślenia, że mamy do czynienia z czymś bardziej poważnym. Najgorszy czas dla Ameryki Południowej, czyli kontynentu gdzie obecnie przebywamy miały dopiero nadejść…

Lot z Panamy do Kolumbii 13 lutego 2020 roku był jeszcze wyjątkowo spokojny. Nikt z obsługi terminalu nie miał na sobie maseczek, z trudem było doszukiwać się na blatach żelów antybakteryjnych czy nawet zwykłego mydła w płynie w lotniskowej toalecie. O jakimkolwiek mierzeniu temperatury przed wejściem na pokład nie było nawet mowy. Przebywający tam turyści słowem nie wspominali o koronawirusie. Wszyscy chętniej dzielili się swoimi podróżniczymi planami. Nastroje Kolumbijczyków czy Panamczyków już absolutnie były dalekie od przejmowania się jakąś chorobą z drugiego końca świata. Gdy dolecieliśmy na lotnisko w Kartagenie [miasto w północnej Kolumbii - przyp.red.], naszym oczom ukazała się już nieco inna rzeczywistość.

Tam każdy pracownik lotniska miał już założoną maseczkę, a na biurkach przy których przeprowadzano odprawę paszportową stały pełne buteleczki żeli antybakteryjnych. Do tego wszędzie wisiały plakaty informujące o tym, jak można uchronić się od zakażenia. Wtedy traktowaliśmy te działania wyłącznie jako prewencję, ponieważ w Ameryce Południowej nie było jeszcze żadnego przypadku zachorowania na COVID-19. Odprawa paszportowa przebiegła błyskawicznie, a jedynym odstępstwem od normy było pytanie celniczki, czy przez ostatnie dwa tygodnie byliśmy w Chinach. Udzieliliśmy oczywiście odpowiedzi przeczącej i nikt nam potem nie robił już żadnych trudności czy zadawał jakiś dodatkowych pytań.

Podróż przez samą Kolumbię przebiegała spokojnie, a pogarszająca się sytuacja na świecie dawała o sobie znać wyłącznie w momentach naszego przemieszczania się między miejscowościami - na dworcach autobusowych każdy pracownik personelu miał usta zakryte maseczką. Sprawiali jednak oni wrażenie do tego zmuszonych przez przełożonych i nikt tak naprawdę nie przejmował się żadnym wirusem.

Lądową granicę z Ekwadorem pokonywaliśmy mniej więcej na początku marca. Słyszeliśmy, że jest niesamowicie oblegana, więc postanowiliśmy zajechać tam skoro świt. Na szczęście podróżnych było tylko kilku, więc wszystko przebiegało bardzo sprawnie. Między kontrolą osobistą, a odprawą paszportową naszym oczom ukazało się jeszcze jedno, dosyć nietypowe stanowisko. Przy stole dostawionym do ściany budynku siedział mężczyzna w lateksowych rękawiczkach, zapisujący coś na jednostronicowym formularzu. Gdy przyszła nasza kolej, zapytał o imię i nazwisko. Tyle potrafiliśmy zrozumieć, bo nasz hiszpański do najlepszych nie należy. Kolejne niezrozumiałe dla nas pytanie musiało być jednak ważne, ponieważ ekwadorski urzędnik zawołał do siebie mówiącą w języku angielskim pielęgniarkę. Wyjątkowo sympatyczna pani wyjaśniła nam, że musimy w tym momencie przyznać się do wszelkich naszych objawów chorobowych (jeśli takie zaobserwowaliśmy), w szczególności gorączki. Zgodnie z prawdą powiedzieliśmy, że czujemy się bardzo dobrze - nikt nie weryfikował w żaden sposób tego, czy mówimy prawdę.

Drugie odwiedzone przez nas państwo w Ameryce Południowej znacznie już poważniej zaczęło podchodzić do koronawirusa niż Kolumbia. Trudno się zresztą dziwić, podczas naszego około dwutygodniowego pobytu w Ekwadorze pojawiły się pierwsze przypadki zachorowania na COVID-19. Nastroje były jednak dalekie od paniki - życie na ulicach toczyło się swoim normalnym trybem, a największym zagrożeniem dla przybyszów nadal były napady i kradzieże, niźli zarażenie się wirusem. Tak w stolicy, jak małych, turystycznych miejscowościach niemalże wszędzie były dostępne żele antybakteryjne. Obsługa nie tylko dworców autobusowych, ale także restauracji czy biur podróży miała na sobie maseczki ochronne.

Spotkani przez nas przyjezdni z Europy i Ameryki Północnej (w tym również i my) nie przypuszczali jeszcze, jak dynamiczne staną się najbliższe tygodnie. A trzeba przyznać, że rządy Ameryki Południowej w kwestii koronawirusa podejmowały szybkie decyzje, które niejednemu turyście przewróciły plany do góry nogami. W Ekwadorze jednak nie zapaliła nam się jeszcze żadna lampka ostrzegawcza. Granicę lądową z Peru przekraczaliśmy w nocy i tak jak poprzednie również bez jakichkolwiek problemów. Było to nawet dosyć zabawne, gdy w pewnym momencie z jednego baraku wyszła ubrana w strój ochronny, bardzo ospała i niezadowolona pielęgniarka. Każdego z nas zdzieliła nienawistnym wzrokiem, pewnie dlatego, że musiała tutaj przyjść. Usiadła na plastikowym krzesełku i niemalże od razu… zasnęła.

W Peru jednak zabawnych historii było już coraz mniej. Jeszcze podczas naszego pobytu w Ekwadorze widzieliśmy programy telewizyjne, gdzie problem koronawirusa pojawiał się niemalże tylko i wyłącznie w kontekście Europy i Stanów Zjednoczonych. Nie było to powiedziane wprost, ale widz tych serwisów informacyjnych miał wrażenie, że COVID-19 został zawleczony w tę część świata właśnie przez białych turystów, co oczywiście nie miało nic wspólnego z prawdą. O skuteczności tej propagandy mieliśmy okazję przekonać się właśnie w Peru. Słyszeliśmy historie o tym, jak to turyści z Europy czy Ameryki nie są wpuszczani do restauracji, czy barów. Mimo iż nas obsługiwano, to policja patrzyła na nas jak na potencjalnych przestępców/roznosicieli zarazy. Jeden mężczyzna na ulicy w Limie, stolicy Peru, zaczął krzyczeć do nas „coronavirus!, coronav-irus!”. Zwiedzając tę metropolię robiliśmy trochę dobrą minę do złej gry, podczas gdy wielu turystów większość czasu spędzała w swoim hostelu/hotelu. W przybytku, w którym my spaliśmy, obsługa robiła sobie wyjątkowo kretyńskie żarty z koronawirusa, na szczęście goście nie podłapywali tego typu humoru. Byliśmy świadkiem również sytuacji, jak ze sklepu masowo był wykupowany papier toaletowy, ryż czy makaron.

Po trzech nocach bardzo cieszyliśmy się, że opuszczamy Limę. Następnym przystankiem było Paracas - małe miasteczko położone pośrodku pustyni nad Oceanem Spokojnym. Firma przewozowa, z której usług skorzystaliśmy bardzo poważnie podchodziła do sprawy (już wtedy) pandemii. Obsługa miała lateksowe rękawiczki, maseczki ochronne, żele antybakteryjne i każdy pasażer przed wejściem na pokład autobusu miał obowiązkowo badaną temperaturę elektronicznym termometrem. Trochę nas ta powaga sytuacji zmroziła i mimo, iż czuliśmy się bardzo dobrze mieliśmy obawy, że aparatura pokaże co innego. Ciepło naszego ciała na szczęście oscylowało wokół trzydziestu pięciu stopni. Można było odetchnąć z ulgą.

Tego samego dnia, gdy już dojechaliśmy do Paracas, informacje zaczęły na nas spadać jak grom z jasnego nieba. Najpierw dowiedzieliśmy się, że Ekwador nakazuje wszystkim obcokrajowcom opuszczenie kraju. Kilka godzin potem, już dosyć późnym wieczorem, hiszpańskojęzyczny internet obiegła informacja o wprowadzeniu na okres 15 dni w całym kraju stanu wyjątkowego. Zawieszone zostały tymczasowo także konstytucyjne prawa obywatelskie.

- Mieszkańcy powinni pozostać w domu. Wyjście z domu dozwolone jest tylko w celu zakupu niezbędnej żywności, lekarstw i artykułów pierwszej potrzeby lub w celu wizyty lekarskiej. […] Zamknięte zostały m.in. restauracje, kina, kluby, plaże. Osoby nie poddające się przepisom mogą zostać aresztowane […] zostaną zakazane podróże wewnątrzkrajowe (między prowincjami) oraz wstrzymany ruch międzynarodowy - wieścił komunikat polskiej ambasady w Limie, umieszczony na stronie internetowej dzień później.

- Nie działa komunikacja publiczna, a z taksówek można korzystać jedynie mając udokumentowane uzasadnienie. W ramach ograniczenia praw obywatelskich obowiązuje też zakaz poruszania się własnym samochodem bez specjalnego pozwolenia (pod groźbą konfiskaty prawa jazdy na dwa tygodnie) - można było przeczytać w kolejnej publicznej wiadomości polskiej ambasady.

Praktyka wprowadzania tych przepisów w życie była dla nas jeszcze bardziej bolesna. Okazało się bowiem, że wielu turystów wyrzucana jest ze swoich hostelowych czy hotelowych pokoi. Większość z nich w panice starała się dostać do jakiegoś większego miasta. My zaś usilnie próbowaliśmy dodzwonić się do wcześniej wspominanej już ambasady. Po którymś razie odebrał pracownik, który starał się wyjaśnić nam całą zaistniałą w Peru sytuację. Jako rozwiązanie zaproponował nam przemieszczenie się (do godziny 23.59 jeszcze można było to uczynić - przyp. autor) do Chile, które jeszcze nie zamknęło granic, lub skorzystanie z organizowanego, czarterowego lotu do Polski. Jako, że wraz z parą podróżników z Francji i Holandii udało nam się przebłagać właściciela hostelu, aby nas nie wyrzucał i umożliwił nam przeczekanie tych 15 dni kwarantanny, nie skorzystaliśmy z rad pracownika Ambasady RP w Limie.

W Paracas nie widać wojska na ulicach. Policja czasami podjeżdża, czasami kogoś z ulicy wygoni, ale dzieci tutaj normalnie bawią się na placach zabaw, czy grają w piłkę nożną. Wprawdzie restauracje są zamknięte, a niegdyś tak tłoczne od turystów miasteczko świeci pustkami, to za to sklepy spożywcze w szwach pękają od obywateli USA, Francji, Kanady, czy Niemiec. Wszyscy robią zapasy na te 15 dni, które w każdej chwili mogą okazać się znacznie dłuższą kwarantanną. Jedzenia jak się zdaje nie zabraknie - szczególnie, że właściciele jednej z restauracji oficjalnie zamknęli swój przybytek, nieoficjalnie jednak chętnie gestami nawołują zza krat wszystkie białe twarze do siebie. Bocznymi drzwiami wchodzi się bowiem w świat, w którym kwarantanna nie obowiązuje.
__________
Już po przesłaniu materiału do publikacji z Paracas w Peru napłyneła informacja o wprowadzeniu godziny policyjnej.

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto