Znany satyryk spotkał się z czytelnikami w Jarosławkach
Krzysztof Daukszewicz jest artystą kabaretowym, którego wiele osób kojarzy z programu telewizyjnego “Szkło kontaktowe” emitowanego przez stację TVN24. Jest stałym gościem tego programu od 2005 roku. Występuje również przed publicznością w całej Polsce. W zabawny sposób komentuje otaczającą nas rzeczywistość. Jest również autorem wielu książek m.in. “Tuskuland”, “Nareszcie w Dudapeszcie” czy “Jak płynie wódeczka na wsi i w miasteczkach”.
Krzysztof Daukszewicz o swoich pierwszych, przeczytanych książkach
W niedzielny wieczór był kolejnym gościem spotkań “Czytanie może być męskie” w Ceglarnii Jarosławki. Jak w jego przypadku zaczęła się miłość do czytania?
Czytanie mam prawdopodobnie w genach. Mieszkałem w nadleśnictwie i dojeżdżałem do szkoły w Dobrym Mieście siedem kilometrów. Miałem dosyć późno autobus po szkole i chodziłem do księgarni. Pan księgarz bardzo mnie polubił. Mogłem siedzieć w tej księgarni i czytać sobie czekając na autobus. Całe moje życie było związane z książkami. Jedną z pierwszych książek był oczywiście “Winnetou”, który jak się teraz okazało jest rasistowską książką (śmiech)
- powiedział Krzysztof Daukszewicz
Jak dodał nasz rozmówca później zaczął sięgać po poważniejsze tytułu. Kolejną książką, w której się zaczytywał to “Buszujący w zbożu”.
Potem doszło “Monte Cassino”. Moi wujkowie walczyli pod Monte Cassino i to była taka kultowa książka, gdzie leżała przy łóżku u rodziców, u mnie, u mojej siostry. Po tej publikacji zakochałem się w Wańkowiczu, mam wszystkie jego dzieła do dzisiaj. Właściwie w pewnym sensie w tym, co robię przejąłem styl po nim, ponieważ Melchior Wańkowicz był gawędziarzem, co udowadniał w książkach jak np. “Ziele na kraterze” czy “Tędy i owędy”
- zdradził gość Ceglarnii w Jarosławkach.
Książki znanego satyryka trafiają z przekazem do odbiorców
Krzysztof Daukszewicz do tej pory napisał ponad 30 książek.
Jestem mężczyzną, także wygląda na to, że to męskie zajęcie (śmiech). Rozeszły się w liczbie ponad miliona egzemplarzy. To też taka przyjemność, że ludzie czytają to, co piszę. Dostałem dwa komplementy w ciągu ostatnich paru lat. Pan, który kupił mój tomik wierszy “Nie widziałem, jak płaczesz” po koncercie powiedział mi “Wie pan, ja cały czas wracam do pana wierszy, dlatego, bo je rozumiem”. Zostały napisane szalenie prostym językiem wtedy kiedy, coś mnie dolegało. Kiedy nie miałem się przed kim wypłakać, że za przeproszeniem użyje słowa “wyspowiadać”
- zaznaczył artysta kabaretowy.
Ostatnio taki mój ulubiony sprzedawca w jednym ze sklepów dostał do rąk książkę “Ziobranoc Europo”. Powiedział mi “Panie Krzysiu, ja tak się cieszę, że dostałem tę książkę, bo mi się wszystko w niej podoba. Ona jest łatwa w czytaniu”. Widocznie ta łatwość w czytaniu nie przeraża ewentualnych czytelników, co też jest jakimś komplementem
- dodał nasz rozmówca.
Krzysztof Daukszewicz sięga obecnie po twórczość Jerzego Illga
Po jaką literaturę sięga obecnie Krzysztof Daukszewicz? Jak zdradził są to najczęściej biografie i takie książki, które coś dają. W młodości jako “mały szczyl” zaczytywał się w kryminałach.
Przerabiałem mniej więcej jeden dzienne. Później się to urwało. Przestały mnie w ogóle interesować. Przeczytałem jeszcze “Kod Da Vinci”, ale to bardziej thriller niż kryminał. Czytam ostatnio książki napisane przez Jerzego Illga. Jego wywiad z Andriejem Tarkowskim jest dla mnie książka, która powinna być biblią dla wszystkich twórców, którzy zajmują się nie tylko pisaniem, ale i malarstwem i wszystkim. Tarkowski określa kim powinien być artysta, który coś próbuje w życiu zrobić
- powiedział znany satyryk.
Teraz wróciłem przed paroma dniami do książki Konwickiego “Pamflet na siebie” i rozbawiła mnie ta książka, ponieważ jej cena to 125 tysięcy złotych. Wydana w roku 1995 i wtedy książka kosztowała właśnie 125 tysięcy złotych. Jeszcze była przekreślona cena i na dole 12,50. Dwie ceny, które przypomniały mi o tej wesołej inflacji o której Pan Glapiński mówi, że jej nie ma
- podsumował Krzysztof Daukszewicz.
Wieczór pełen humoru w Ceglarnii Jarosławki
Niedzielne spotkanie na długo zapadnie w pamięci jego uczestnikom. Krzysztof Daukszewicz rozbawił do łez publiczność opowiadając liczne anegdoty i żarty. Znany satyryk nie bierze przysłowiowych jeńców i w humorystyczny sposób mówi o otaczającej nas rzeczywistości.
Furmanka, nieoświetlona z przykrytą plandeką. Policjant zatrzymuje i mówi:
- A wiecie, że stwarzacie zagrożenie na drodze jadąc nieoświetloną furmanką?
- No ... tak późno wyjechałem ...
- A co tam wieziecie pod tą plandeką? Pewnie chrust!
- Nie, chrust już wcześniej przywiozłem. Ja mogę powiedzieć, co wiozę pod plandeką. Jeno po ciuchu.
- Po cichu? To co wy tam wieziecie?!
- (szept) Siaaano.
- Siano?! Przecież to można głośno mówić.
- Nie chcę, żeby się koń dowiedział
- powiedział Krzysztof Daukszewicz wywołując salwę śmiechu publiczności, która znakomicie bawiła się tego wieczoru w Jarosławkach.
Po zakończeniu spotkania zaproszony gość podpisywał swoje książki i pozował do pamiątkowych zdjęć.
Zobacz również na srem.naszemiasto.pl
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?