Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Papierosy już nie w głównej roli. Powoli odchodzą na drugi plan. Czy całkowicie znikną z hollywoodzkich filmów?

red.
„Przeżyłem, ale zostałem okaleczony. Większość mojej krtani została usunięta. Mam problemy z mówieniem, inni mają kłopot, aby mnie zrozumieć” – te poruszające słowa napisał Joe Eszterhas na łamach „The New York Times” w 2002 roku. Wybitny amerykański scenarzysta, węgierskiego pochodzenia, jest autorem kilkunastu scenariuszy, w tym wielu ze scenami palenia w „roli głównej”.

Czy wyobrażamy sobie np. „Nagi instynkt”, jego najbardziej znane dzieło, bez Sharon Stone prowokacyjnie zakładającej nogę na nogę i jednocześnie zmysłowo „dmuchającej w twarz” Michaela Douglasa. Papierosowy dym rozsnuwający się w tej scenie, co zresztą sam przyznał niegrzeczny chłopiec Hollywood, jest „częścią seksualnego podtekstu”. Stone uwodzi Douglasa – zaznacza Eszterhas - „dosłownym i metaforycznym dymem”.

Hollywood uwiodło w ten sposób miliony, i to wcale nie metaforycznym dymem. Filmów, w których papierosy, cygara i cygaretki, obsadzano w jednych z najważniejszych ról, było tysiące. Czy więc amerykańska fabryka snów może istnieć bez papierosów i pieniędzy z ich reklamy? Którzy aktorzy i dlaczego lubią pokazywać się w kłębach trującego dymu? Czy amerykańskie kino dojrzało wreszcie, by porzucić zgubny nałóg? Co zamiast papierosów?

Hollywood w kłębach dymu?

Papieros od „zawsze” grał pierwszo- i drugoplanowe role w filmach studyjnych i wielkich superprodukcjach, malowniczo snuł się na deskach wielkich teatrów i najbardziej znanych scenach operowych. Był wszechstronny – doskonale czuł się zarówno w filmie niemym, jak i tym udźwiękowionym, w produkcjach czarno-białych i kolorowych, a nawet animowanych.

Towarzyszył aktorom w sprawach codziennych, zwyczajnych, jak choćby picie kawy, rozmowa z dziećmi przed pójściem do szkoły, ale też nie brakowało go w tzw. scenach rozbieranych. Świetnie wydobywał mrok kryminalnych tajemnic, grozę horrorów, wojenne rozterki i dramaty, idealnie wpisywał się w humor sytuacyjny komedii romantycznych, a także westernowe klimaty. Podkreślał skomplikowany charakter postaci, jej dylematy, ból istnienia, potrafił też ukoić skołatane nerwy.

- Wiele scen nie zyskałoby miana kultowych, gdyby nie toczyły się w kłębach sinego, papierosowego dymu. To pod niego były pisane scenariusze. Bez papierosów nie powstałoby wiele filmów, sztuk, piosenek… – przyznaje dzisiaj wielu filmowców.

Nie ma co ukrywać był modny i dobrze widziany. Stał się oznaką seksapilu, zmysłowości, pożądania, powabu, tajemniczości, pewności siebie, ale też wyzwolenia kobiet. Wystarczy wspomnieć cudownie zmysłowe role – oczywiście z papierosem w ustach – Grety Garbo, Marleny Dietrich, Marilyn Monroe.

Ten sam papieros, ale w ustach Jamesa Deana, podkreślał już coś innego - głębię charakteru, moc, tężyznę fizyczną, młodzieńczy bunt, nieprzystosowanie do otaczającego, złego świata. Bez papierosów nie było również kryminałów. Czy tak dobrze oglądałoby się nam mroczne kryminały z Humphreyem Bogartem w roli głównej, gdyby zabrakło w nich papierosowego dymu?

Niestety, często zapalenie pierwszej „fajki” przedstawiane było jako pierwszy i najważniejszy etap wkraczania młodzieży w świat „dorosłych”.

U bogu gwiazd

W amerykańskich “fabrykach snów” obsadzano go u boku takich tuzów kina jak Audrey Hepburn, Gary Cooper, Clark Gable, Al Pacino, Marilyn _Monroe, Joan Crawford, _Robert de Niro, Henry Fonda, Kay Adams, Harvey Keitel, Jack Nicholson, Mel Gibson…

Papierosowy dym na długie lata stał się częścią zbiorowej świadomości. Nic dziwnego, że papierosowe koncerny tak chętnie podpisywały kontrakty reklamowe z aktorami i producentami filmów.

Aktorzy, piosenkarze i tzw. celebryci nie rozstawali się więc z papierosami – nie tylko na ekranie, za kulisami, ale i w życiu codziennym. Obecny był na rautach, spotkaniach, premierach. Trujący dym, udrapowany w niezwykłe zawiesiny, malowniczo wydmuchiwali również aktorzy, pisarze, muzycy, malarze, naukowcy, finansiści, przedsiębiorcy, politycy, a niekiedy nawet sportowcy. Za swoimi idolami podążały zaś miliony fanów.

Jego „kulturotwórczą” rolę intrygująco opisuje Richard Klein w „Papierosy są boskie”. W tym prowokacyjnym eseju stara się udowodnić, iż to moc uzależniającego dymka stała u podstaw powstania wielu genialnych dzieł. Autor pyta wręcz czytelnika „czym byłaby bez papierosa „Casablanca” Michaela Curtiza, czy „Carmen” Bizetta. A ostracyzm, jaki spotyka palaczy, uznaje za przejaw pewnego rodzaju totalitaryzmu, zamachu na wolność. Ów esej to także reakcja na ostrą kampanię antynikotynową, postawienie palaczy poza nawiasem „zdrowego” społeczeństwa, także świadectwo danego czasu. Pikanterii sprawie dodaje fakt – o czym również nie można zapomnieć - że Klein, gdy pisał ten utwór, rzucał palenie.

Papieros błyskawicznie podbił nie tylko świat filmu, ale także reklamy. Kusił z tysięcy stron gazet i kolorowych magazynów, telewizyjnych ekranów oraz potężnych przydrożnych billboardów. Nic więc dziwnego, że został jednym z najważniejszych celebrytów. Bez niego nie mogła odbyć się żadna gala, otwarcie muzeum, spotkanie biznesowe. Był wszędzie. Błyskawicznie też uzależniał od siebie. Wszystkich – gwiazdy ekranu i miliony ich fanów.

Megagwiazda powoli gaśnie

I tak działo się przez dziesiątki lat. Właściwie nikomu nie przeszkadzała sina tytoniowa zawiesina unosząca się w filmach, ale też w restauracjach, autobusach, samolotach, biurach, urzędach, a nawet szpitalach.

Niewielu też zwracało uwagę na zapach wydobywający się z ust palaczy, a także smród, którym przesiąknięte były ubrania, mieszkania i samochody. Nie wspominając już o takich drobiazgach, jak przypalone siedzenia, kanapy i dywany oraz miliony petów na ulicach miast i wsi. Wszędzie. Ot, taki był nasz „normalny” świat.

Na ekranach i reklamach tego wszystkiego nie było jednak widać. Tak jak u gwiazd nie było widać pożółkłych koniuszków palców i paznokci, trupiobladej i zniszczonej przez dym skóry, rosnącej gwałtownie liczby zmarszczek, lśniąco białych zębów „ozdobionych” brzydkim brunatno-żółtym nalotem, wypadających włosów. O to by świat palących gwiazd wyglądał idealnie troszczyły się zastępy makijażystów, wizażystów, charakteryzatorów. Gwiazdy, które władały wyobraźnią milionów, nie mogły mieć żadnej skazy. Kto wiedział, że emanująca seksapilem seksbomba ma oddech „nieświeżej skarpety” czy „zapleśniałego materaca”? Tylko ona i najbliżsi…

Właściwie nikt też nie zastanawiał się wtedy nad zgubnymi skutkami, jakie niosło z sobą uzależniające zaciąganie się – i nie chodzi tutaj tylko o dym i brzydki zapach, ale przede wszystkim o kilka tysięcy szkodliwych substancji zawartych w dymie papierosowym.

Papieros walczy do końca…

Z czasem zmienił się jednak styl życia. Pojawiły się prozdrowotne trendy. Przeciwko papierosom wytoczono najcięższe działa… Buntowali się też bierni palacze. Coraz więcej osób rzucało palenie. Państwa wprowadzały kolejne obostrzenia, zakazano reklamy papierosów, a na paczki trafiły zdjęcia ilustrujące, jakie spustoszenie w organizmie sieje ów „niewinny” dymek…

Kogo za to obarczono winą? Substancje smoliste. To one bowiem wielokrotnie zwiększają ryzyko zachorowania na nowotwory (w tym niezwykle groźnego raka płuc) i choroby serca, a także - o czym już niewielu chce pamiętać – np. doprowadzają do impotencji. I wszystko to często dotyczy bardzo młodych ludzi, bardzo młodych palaczy.

A nikotyna? Jest niewinna? Nie. To za jej przecież sprawą palacze sięgają po papierosa, potem następnego, i jeszcze jednego… Uzależnia jak narkotyk – to prawda. Jednak – jak twierdzą naukowcy – nie truje, choć jest szkodliwa. - Palaczy zabija nie nikotyna, a takie substancje rakotwórcze jak benzen, akroleina czy tlenek węgla - dowodzi jeden z raportów brytyjskiego Royal College of Physicians, niezależnej organizacji charytatywnej zrzeszającej blisko czterdzieści tysięcy lekarzy.

Mimo tej wiedzy papierosy łatwo nie oddają głównych ról. Jeszcze w 2018 r. w 86 proc. filmów nominowanych do Oscara – jak skrzętnie wyliczono w „Smoke Free Movies” przygotowywanym na Uniwersytecie Kalifornijskim – pojawiały się papierosy.

Fajki powoli jednak schodzą do filmowego „podziemia”. Obecne są na ekranie, ale już nie tak często. Gwiazdy oficjalnie przestały się z nim afiszować, a uzależnienia od papierosowego dymu nie traktują już jako cool. Coraz więcej artystów, w tym gwiazd filmowych pierwszej wielkości, zaczęło wręcz chwalić się heroiczną walką z nałogiem.

- Rzuciłam, bo moi rodzice byli niezadowoleni, że daję zły przykład – przyznała Cameron Diaz, stwierdzając jednocześnie, że wcześniej wypalała co najmniej paczkę dziennie. Nałogową palaczką była również Jennifer Aniston. – W rzuceniu papierosów pomogła mi joga – wyznała. Matt Damon podkreślił zaś, że w jego przypadku walka z uzależniającym dymkiem nie powiodłaby się, gdyby nie pomoc… hipnotyzera. W ten sam sposób z potwornym nałogiem rozstał się jego przyjaciel – Ben Affleck.

Jak na ten trend zareagowało amerykańskie kino, świat muzyki i kolorowej prasy, modelek oraz tzw. celebrytów? Oficjalnie wszyscy popierają prozdrowotne trendy, a swój nałóg starają się raczej ukrywać. Wystarczy choćby przypomnieć awanturę jaką w 2019 r. rozpętała Anna Wintour, charyzmatyczna naczelna amerykańskiego „Vogue’a”, gdy okazało się, że podczas charytatywnej Gali MET, która odbyła się w Metropolitan Museum of Art., wiele gwiazd paliło papierosy w toalecie. Wśród tych napiętnowanych znalazła się m.in. Bella Hadid, Paris Jackson, Lara Stone, a także Dakota Johnson oraz P Diddy.

Przyszłość bez dymu?

Czy świat filmu może istnieć bez papierosowego dymu? Oczywiście – tak. Wiele gwiazd już przestało zaciągać się śmiercionośnym dymkiem. Po latach wręcz przyznali, że to straszny nałóg, a papierosowy dym zabijał nie tylko ich samych, ale także najbliższych. A co z tymi, którym ta sztuka się nie udała? Przerzucili się ostatnio na e-papierosy i podgrzewający tytoń IQOS. Widziano z nimi takie gwiazdy jak Jack Nicholson, Lindsay Lohan, Leonardo DiCaprio, Jennifer Aniston, a także Catherine Zeta-Jones.

Mimo to wyroby te raczej nie mają szansy na to, aby powtórzyć „oskarowe role”, grane przez ich sędziwego pradziadka papierosa. To dobrze i... źle zarazem. Dobrze, bo klisze prezentujące wyidealizowany dym papierosowy i nikotynowy nałóg należy wycinać z „obrazów popkultury”. I źle, bo z badań prowadzonych nad nowatorskimi produktami np. IQOS-em, wynika, że mogą one być dużo mniej szkodliwe niż papierosy. Dlaczego? Nie ma w nich śmiercionośnego dymu ani substancji smolistych. Nie ma, bo tak naprawdę nic się w nich nie pali, tylko podgrzewa. I z taką informację koncerny starają się dotrzeć możliwie szeroko, ale tylko na tyle, na ile pozwalają im regulacje prawne.

I oto mamy paradoks na miarę Oscara: gwiazdy hollywoodzkich superprodukcji, które wcześniej bez skrępowania promowały w filmach ten zabójczy nałóg, teraz najpewniej zostałyby napiętnowane za to, że w tych samych superprodukcjach zaciągają się potencjalnie mniej szkodliwymi zamiennikami papierosa. Ciekawych czasów dożyliśmy.

Wciąż jednak otwarte pozostaje pytanie, czy świat filmu może istnieć bez papierosowego dymu? Może. Czy rewolucja ta się powiedzie? O tym zadecydują palacze. Zawsze jednak warto mieć w pamięci słowa Joe Eszterhasa: „Papieros w rękach hollywoodzkiej gwiazdy to broń wymierzona w 12-14 latków. (…) Ta broń wypali, gdy dzieciaki dorosną.”

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Papierosy już nie w głównej roli. Powoli odchodzą na drugi plan. Czy całkowicie znikną z hollywoodzkich filmów? - Portal i.pl

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto