Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śremianin uzależniony od ratowania ludzi. Rozmowa z Arkiem Szukowskim

Maciej Tomaszewski
Maciej Tomaszewski
Archiwum prywatne Arka Szukowskiego
Każdy ratownik, jakiego twardziela by nie zgrywał, gromadzi w mózgu wszystkie informacje i odbija się to na jego zdrowiu - stwierdza w rozmowie z nami Arkadiusz Szukowski, śremianin i ratownik medyczny. Rozmawiamy o tym, jak wygląda sytuacja śremskiego szpitala, jakie zmiany są potrzebne systemowi ochrony zdrowia w Polsce oraz o tym, czy można normalnie funkcjonować w życiu codziennym, biorąc udział w dramatycznych akcjach ratunkowych. Arek ukończył studia na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie. W zawodzie pracuje już od czterech lat. Ze Śremem związany od dzieciństwa. Dziś mówi nam szczerze, jak wygląda jego praca jako ratownika medycznego.

Maciej Tomaszewski: Jaka jest największa tajemnica śremskiego szpitala?

Arek Szukowski: Największa tajemnica śremskiego szpitala? To chyba fenomen grupy osób, dla których warto przychodzić na dyżury i współpracować dla dobra pacjenta – na najwyższym możliwym poziomie.

Co trzeba zmienić w śremskim szpitalu?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie z punktu widzenia ratownika medycznego, pracującego na co dzień w zespołach ratownictwa medycznego i szpitalnym oddziale ratunkowym. Na szpital należy spojrzeć holistycznie, całościowo, a nie z punktu widzenia pojedynczego oddziału. Uważam, że raczej potrzeba rozwiązań systemowych, nie tylko na poziomie finansowania ochrony zdrowia, ale także zmian w zakresie konkretnych ustaw dotyczących zawodów medycznych, rozbudowania interdyscyplinarnej współpracy, a przede wszystkim zachęcania młodych do podejmowania wysiłku nauki oraz pracy w zawodach medycznych.

Śremianin uzależniony od ratowania ludzi. Rozmowa z Arkiem Szukowskim
Archiwum prywatne Arka Szukowskiego

Czy śremskie środowisko pracowników ochrony zdrowia jest patologiczne?

Nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie. Nie jest to zakresem mojej pracy, a obserwacje i subiektywne zdanie zachowam dla siebie. Jak w każdym zawodzie, firmie, zakładzie pracy mogą wystąpić różnego rodzaju nieprawidłowości i istnieją odpowiednie organy, których zadaniem jest rozwiązywanie tego typu problemów.

Korzystając natomiast z okazji, chcę zwrócić uwagę, że w Polsce do dzisiaj nie mamy żadnego rejestru błędów medycznych, a do kultury pracy „no fault”, znanej na Zachodzie choćby w USA lub UK, jest nam bardzo daleko. W Polsce dominuje przekonanie, że za popełniony błąd należy karać i na tym sprawa się kończy. A co z nauką? Co z wyciąganiem wniosków? Prawdopodobnie kolejne pokolenie będzie mogło już pracować w lepszych i bezpieczniejszych dla nich oraz dla pacjentów warunkach.

Dobrze zarabiasz?

Jeśli chodzi o zarobki, to nie chcę wskazywać tutaj konkretnych kwot. Skłamałbym, gdybym powiedział, że zarabiam źle albo mało. Należałoby raczej spojrzeć na to, że większość z nas (ratowników medycznych) pracuje na tzw „kontraktach”, ponieważ: albo się nam nie proponuje umów o pracę (bardzo często spotykana praktyka w szpitalach powiatowych, w których stacjonują ZRM-y) albo zarobki wynikające z UoP są bardzo niskie. Tutaj mam na myśli stosunek wykonywanych czynności, rodzaju pracy, i odpowiedzialności do zarobków. W Polsce jest ok. 1570 zespołów ratownictwa, z czego tylko ok. 330 to zespoły specjalistyczne z lekarzem. Jak widać pozostałe grupy to zespoły podstawowe, w ramach którego pracują najczęściej tylko dwie osoby i to ratownicy medyczni lub/i koledzy czy koleżanki pielęgniarki/pielęgniarze. To na nas spoczywa odpowiedzialność za pacjenta, u którego wykonujemy medyczne czynności ratunkowe. Mamy cały zestaw leków oraz czynności do wykonania, które kiedyś były dostępne wyłącznie dla lekarzy i to w oddziałach Intensywnej Terapii lub innych. Do tego brak jest solidnej ochrony prawnej. Do dzisiaj nie mamy ustawy o zawodzie, a ratownik medyczny (jako kierownik zespołu ratownictwa medycznego) samodzielnie podejmuje decyzje, bada, ordynuje/podaje leki, a nawet odstępuje od MCR w przypadku zgonu. Odsyłam do rozporządzenia. Kończąc: tak, uważam, że nie zarabiam źle, ale jako środowisko dalej walczymy o zmiany w prawie oraz zwiększenie finansowania (proszę nie myśleć, że chodzi wyłącznie o wypłaty dla personelu – środki celowane na ratownictwo wiele by zmieniły).

Śremianin uzależniony od ratowania ludzi. Rozmowa z Arkiem Szukowskim
Archiwum prywatne Arka Szukowskiego

Czy, jeśli brałeś udział w akcjach ratowniczych w na terenie Śremu i okolic, potrafisz wymazać - na potrzeby życia codziennego - te obrazy z pamięci i patrzeć na swoją małą ojczyznę w normalny sposób?

To indywidualna kwestia, która dotyka każdego z nas. Wiele miejsc i obrazów zapamiętujemy, wielu pacjentów oraz wiele sytuacji z nimi czy z ich rodzinami związanych.

Każdy z nas musi znaleźć jakiś bezpiecznik, jakieś ujście – dla jednych to sport, inni uciekają w zabawę, hobby, alkohol (nie mylić z nałogiem). Takim pierwszym wariantem jest rozmowa po skończonej akcji, jakimś trudnym emocjonalnie wyjeździe. I ma ona co najmniej dwie funkcje: pierwsza - jako debriefing (bardzo ważna rzecz i czy robimy to bardziej świadomie czy mniej, wymiana informacji na temat tego jakie czynności wykonaliśmy, co jeszcze można było zrobić, jakie wnioski wyciągniemy na przyszłość, jak układała się praca w zespole) i druga - jako ten „bezpiecznik”, czyli ujście tych wszystkich negatywnych emocji, mocniejszy żart, czarny humor – to raczej codzienność i jest to naturalny odruch. W ten sposób chronimy naszą psychikę.

Miewasz koszmary?

Zdarzało się, że w czasie snu odtwarzałem takie czy inne sytuacje z pracy, jednak niezbyt często.

Boisz się?

To zależy czego. Myślę, że tylko głupiec się nie boi. Jeśli chodzi o pracę, to owszem, boję się pewnych sytuacji, które mogą mnie przerosnąć. To jest tak, że im więcej wiesz, uczysz się, tym więcej masz wątpliwości, ale też pokory wobec medycyny. Myślę, że pokora jest jeszcze ważniejsza niż doświadczenie i wiedza. W przeciwieństwie do niej, reszta przychodzi z czasem.

Czy ratownik medyczny musi chodzić do psychiatry albo psychologa?

Nie ma obowiązku wizyt u psychoterapeutów czy psychiatrów. Uważam, że tak jak dbamy o zdrowie fizyczne, tak najwyższy czas uświadamiać ludziom, że zdrowie psychiczne jest równie ważne, jeśli nie ważniejsze. W Stanach Zjednoczonych, UK, ogólnie na Zachodzie, już kilkanaście lat temu zauważono pewien niepokojący trend w środowisku tzw. „first responders”, czyli w skrócie służb ratunkowych (mam tu na myśli Policję, Straż Pożarną, Zespoły ratownictwa). Zauważono zwiększoną liczbę samobójstw, depresji, popadania w nałogi. Jednym słowem Zespół Stresu Pourazowego (PTSD). Kiedyś to zaburzenie było przypisywane wyłącznie żołnierzom biorącym udział w konfliktach zbrojnych. Niestety to zjawisko dotyka również nas. Wynika to z ogromnego stresu, presji czasu, odpowiedzialności, ale - co najistotniejsze - z pracy z człowiekiem, który cierpi, umiera, a czasami z kimś, kto bardziej lub mniej świadomie chce nam wyrządzić krzywdę.

Śremianin uzależniony od ratowania ludzi. Rozmowa z Arkiem Szukowskim
Archiwum prywatne Arka Szukowskiego

Każdy ratownik, jakiego twardziela by nie zgrywał, gromadzi w mózgu wszystkie informacje i odbija się to na jego zdrowiu. Stąd właśnie ta pewna zmiana w ratownictwie i gdzieś tam powoli wkrada się to dbanie o „umiejętności miękkie”. Czyli wszystko to, jak praca w zespole, komunikacja, rozwiązywanie konfliktów, ale też dbanie o zdrowie psychiczne. Daleko nam jeszcze w Polsce do zmian systemowych, w których będziemy mieli dostęp do przerwy bądź psychologa, a co więcej do zejścia z dyżuru po jakimś trudnym dla nas wyjeździe, czy akcji (jak to ma miejsce np. w UK). Można porozmawiać na ten temat z kimś, kto tam pracuje lub zajrzeć do Internetu. Materiałów wideo lub artykułów jest mnóstwo.

Dlaczego postanowiłeś zostać ratownikiem medycznym?

Dobre pytanie. Sam się zastanawiam do dzisiaj. Życie zmienia człowieka, każdy ma swoje powody. Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że w ten sposób chciałem pomagać ludziom. Czemu w taki sposób? Zawsze, kiedy byłem świadkiem jakiegoś zdarzenia, wypadku czy nagłego zachorowania u kogoś, nie potrafiłem stać z boku, musiałem być w samym środku akcji i wtedy czułem się najlepiej. Wtedy wchodzisz w inny tryb: jest chaos, a ty systematycznie starasz się nad tym zapanować, wdrożyć interwencję, medyczne czynności, ale też dać wsparcie. Trochę jak w filmie. Jest adrenalina. To pewna forma uzależnienia, która pozostała we mnie do dzisiaj. Oczywiście większość wyjazdów nie jest spektakularna dla obserwatorów z zewnątrz, ale pracując dopiero kilka lat już mógłbym napisać kilkaset stron tekstu z historiami „z pogotowia”.

Co jest najgorsze w twojej pracy?

Najgorsze... Najgorsza jest chyba agresja ze strony pacjentów, rodzin lub zupełnie obcych osób pod wpływem alkoholu, czy innych środków odurzających. Mam niestety świadomość tego, że czasem sami eskalujemy konflikty, część moich kolegów po fachu ma taki „odruch”. Ale to jest to, o czym mówiłem wcześniej. Praca nad komunikacją między sobą i z pacjentem. A zmiany systemowe? Cóż, może kiedyś nadejdą.

Co jest najlepsze w twojej pracy?

Jedną z najbardziej satysfakcjonujących rzeczy w tej pracy jest chyba wdzięczność pacjenta za uratowanie życia i to dosłownie - za przywrócenie go do żywych. Oczywiście nie tylko w tak dramatycznych sytuacjach, ale czasami zwykła ludzka życzliwość do nas wraca. I uwaga: tak, są pacjenci, którzy za to dziękują. I to jedna z najwspanialszych rzeczy, która może nam się przytrafić w tym zawodzie.

Czy w Śremie, w porównaniu do reszty Polski, zdarza się dużo wypadków?

Rozumiem pytanie, ale trudno odnieść mi się merytorycznie do tego. Ostatnio nie było zbyt dużo wyjazdów zespołów do tego typu zdarzeń. Kiedyś myślałem, że to zimą powinno być ich najwięcej, ale nic bardziej mylnego. Również niebezpieczne jest lato, słoneczne, ciepłe dni. Wtedy większości z nas wydaje się, że jesteśmy świetnymi kierowcami i lubimy „wdepnąć w podłogę”. Przestrogą powinno być to, że bardzo często przeceniamy swoje możliwości i dotyczy to każdej dziedziny życia, dlatego przemyślmy co najmniej dwa razy, zanim przyspieszymy. No, i oczywiście bądźmy dla siebie życzliwi.

Twoja najbardziej dramatyczna akcja ratunkowa w powiecie śremskim?

Wiele było takich akcji i to za „zamkniętymi drzwiami” - ambulansu, czyjegoś mieszkania, szpitalnego oddziału ratunkowego. Nie chciałbym tu przytaczać bardziej lub mniej spektakularnych sytuacji, które były też opisywane w lokalnej prasie. Ze względu na szacunek dla tych pacjentów oraz ich rodzin. Każdy lekarz, ratownik medyczny, każdy pracujący w szeroko pojętych służbach ratunkowych ma swój cmentarz. I to indywidualna sprawa każdego z nas, jak obchodzimy się ze śmiercią naszych pacjentów. Cuda się nie zdarzają, choć... może czasami. Wtedy przychodzi jakaś głębsza refleksja, ale to, tak jak wcześniej powiedziałem, staramy się rozładowywać na bieżąco.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję. Mam nadzieję, że nasz wywiad choć trochę pozwoli zajrzeć od kuchni na pracę, jaką wykonujemy.

Zobacz również na srem.naszemiasto.pl

od 7 lat
Wideo

Jakie są najczęstsze przyczyny biegunki u dorosłych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto