Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śremianka, która prowadzi szkołę językową w Hiszpanii. Rozmowa z Agnieszką Juniewicz

Maciej Tomaszewski
Śremianka, która prowadzi szkołę językową w Hiszpanii. Rozmowa z Agnieszką Juniewicz
Śremianka, która prowadzi szkołę językową w Hiszpanii. Rozmowa z Agnieszką Juniewicz arch. prywatne
Wielu hiszpańskich przyjaciół odwiedziło nas w Śremie i bardzo im się podobało - stwierdza w rozmowie z nami Agnieszka Juniewicz, nauczycielka języka angielskiego ze Śremu. Rozmawiamy o tym, jakie są różnice w nauczaniu Polaków i Hiszpanów, jak poradzić sobie w obcej hiszpańskiej rzeczywistości na początku emigracji oraz o tym, za czym najbardziej tęskni się z dala od ojczyzny. Agnieszka od wielu lat jest anglistką i pracowała w wielu szkołach powiatu śremskiego. Jej pasją jest czytanie książek i podróże. Dziś mówi nam szczerze, jak wygląda jej życie w Hiszpanii.

Maciej Tomaszewski: Dzień dobry!

Agnieszka Juniewicz: Dzień dobry! Ależ się cieszę na naszą rozmowę! Spadła mi z nieba!

MT: Jak to?

AJ: Na dniach startujemy z działalnością polsko-hiszpańskiego stowarzyszenia, pod nazwą HISPOLA. Jaki jest jego cel? Przede wszystkim chcemy pomagać osobom, które dopiero co przyjechały do Hiszpanii i czują się zagubione. A niestety jest wielu oszustów, którzy chętnie wykorzystują niewiedzę nowoprzybyłych do Hiszpanii Polaków. Mnie pęka serce, jak na to patrzę. Postanowiliśmy z mężem walczyć z tymi niedobrymi zjawiskami i pomagać, na tyle na ile możemy.

Tu – w Hiszpanii – jest wielu Polaków, którzy są gotowi pomagać. Natomiast mało jest tego typu ofert pomocy. Zaś napływ polonii jest ogromny. Ludziom z Polski jest tym bardziej trudno, gdy nie znają języka. Hiszpania pod wieloma względami bardzo różni się od Polski. Jest tutaj zupełnie inna kultura (również prawna), np. system załatwiania dokumentacji wygląda inaczej. Hiszpanie mają luźne podejście do wszystkiego, w tym też do kwestii związanych z administracją. To może Polaków dezorientować i denerwować. Dlatego ważne jest również wsparcie emocjonalne. Będziemy starać się docierać do jak największej liczby osób. Chcemy to promować.

Mogę już oficjalnie powiedzieć, że z naszym Śremskim Ośrodkiem Kultury pracujemy nad wspólnym projektem. Nazywa się „Odkrywać Hiszpanię”. Łączy się to z działalnością naszego nowego Stowarzyszenia. Mamy mnóstwo pomysłów. Chcemy np. zorganizować cykl warsztatów kulinarnych, w ramach których Hiszpanie będą mogli spróbować polskiej kuchni, a Polacy (śremianie) – hiszpańskiej.

Chcę się podejmować takich akcji, ponieważ Polska ciągle jest w moim sercu. Jestem dumna z tego, że jestem Polką!

MT: Jakie widzi Pani różnice w mentalności Polaków i Hiszpanów?

AJ: Widzę zarówno plusy i minusy bycia Polakiem, jak i plusy i minusy bycia Hiszpanem.

Co jest ważne dla każdego, kto się tutaj przeprowadza? Uważam, że najpierw trzeba poznać kulturę i historię danego kraju, żeby zrozumieć sposób funkcjonowania tamtejszych ludzi.

MT: Czuje się Pani kobietą sukcesu?

AJ: Dla nauczyciela najważniejsze są relacje z uczniami. Dla mnie tak jest! Zawsze cieszę się, że kogoś zainspirowałam i ten ktoś poszedł na wymarzone studia, rozwinął skrzydła, robi to, co kocha. Utrzymuję wciąż bardzo wiele relacji, nawet ze śremskimi uczniami. Uważam, że to jest super! Jestem z tego bardzo zadowolona. Teraz prowadzę własną szkołę językową, ale najważniejsze nadal są dla mnie relacje z ludźmi.

Nie potrzebuję już ani rozgłosu, ani reklamy, bo i tak w naszej szkole są już tłumy uczniów. A patrząc na napływ Polaków w ostatnim czasie, to jakbym zaczęła się jeszcze dodatkowo reklamować, to musiałabym zatrudnić ludzi [śmiech]. Moim marzeniem była szkoła rodzinna, tylko ja i mąż. Dlatego na razie mamy stosunkowo mało miejsca, bo tylko dwa pomieszczenia- klasy. Może kiedyś powiększymy szkołę i nawiążemy więcej współprac. Kto wie! Wszystko idzie w dobrym kierunku.

Odpowiadając na pytanie: myślę, że mogę powiedzieć, że odniosłam sukces.

Śremianka, która prowadzi szkołę językową w Hiszpanii. Rozmowa z Agnieszką Juniewicz
Śremianka, która prowadzi szkołę językową w Hiszpanii. Rozmowa z Agnieszką Juniewiczarch. prywatne

MT: Na czym polega różnica w uczeniu Polaków i Hiszpanów?

AJ: Ja widzę w ogóle wiele różnic w uczeniu, bo ja sama mocno się zmieniłam. Przyznaję, że ja nienawidzę książek (podręczników)! Na moich lekcjach nie używam żadnej! I wydaje mi się, że to się doskonale sprawdza.

Jest wiele szkół w Hiszpani, gdzie odrabia się po prostu zadania. Bardziej wygląda to jak korepetycje, a nie jak prawdziwa nauka. My z mężem zaczęliśmy np. tworzyć gry czy aplikacje, bo w czasie pandemii (ale nie tylko) było zapotrzebowanie na zajęcia online. Takie rzeczy można też wykorzystywać potem samemu, poćwiczyć w ramach nauki własnej.

Pokazaliśmy i pokazujemy, że można uczyć się inaczej, niekoniecznie siedząc nad książkami. Uczniowie mówią mi, że czują się w mojej szkole jak w domu; dobrze i bezpiecznie.

MT: Znalazłem pewien cytat: Dla mnie najlepszą decyzją było odejście od państwowej szkoły w Polsce i rozwijanie skrzydeł tam gdzie nagradza się nauczyciela dobrym słowem i wynagrodzeniem. Gdzie czuje się wolna od nacisków, inwigilacji i mogę w pełni przekazywać wiedzę bez ograniczeń przez nomenklaturę. Stąd moje pytanie: jak się Pani pracowało w śremskich szkołach?

AJ: Pracowałam w wielu śremskich szkołach: w szkole katolickiej, w zespole szkół rolniczych w Grzybnie, wcześniej w gimnazjum w Manieczkach. Najbardziej irytowało mnie to, że trzeba było

pracować z podręcznikiem, wyrabiać się z materiałem, działać wg schematu. Mnie takie rzeczy ograniczają, ja się duszę. Ja muszę po swojemu! Dla mnie podjęcie decyzji o pracowaniu dla siebie (we wrześniu minie pięć lat), nawet tu w Hiszpanii po dwóch latach pracowania dla kogoś, było najlepszą decyzją zawodową.

Porównując jednak anglistów polskich i hiszpańskich, mogę śmiało powiedzieć, że w Polsce mamy świetnych nauczycieli! Potrzeba im tylko dać większą swobodę ich praca byłaby jeszcze bardziej efektywna.

To nie jest proste, żeby otworzyć coś swojego. Konkurencja wszędzie jest duża: w Hiszpanii, w Polsce. Trzeba być dobrym w tym, co się robi i dużo pracować. Trzeba rozumieć ludzi i starać się im pomóc. To musi być pasja, ty musisz tym żyć. To jest praca non stop. Ja zaczynałam dawno temu ze szkołą prywatną w Śremie, ale teraz jest zupełnie inaczej.

Wszędzie są plusy i minusy… W Hiszpanii np. nie zwraca się uwagi na dzieci, które mają dysleksję. W Polsce jest to niezwykle ważne, trzeba szybko to zdiagnozować i zacząć pomagać. Tutaj zdarza się, że to ja zwracam uwagę rodzicom, widząc, że dziecko ma z czymś problem. W Polsce nauczyciele starają się nie robić dzieciom dwóch sprawdzianów w jednym dniu. W Hiszpanii jest to zupełnie normalne, nikt się tym nie przejmuje.

MT: A jakie Pani dostrzega plusy i minusy życia codziennego w Hiszpani?

AJ: Największy minus jest taki (choć ktoś może w to nie uwierzyć), że zimą jest zimno w mieszkaniach [śmiech]! Domy nie są przystosowane do niskich temperatur, szczególnie jak ktoś mieszka blisko morza. Drugi minus: zbyt luzackie podejście do życia. Jak coś się zepsuje, na wszystko trzeba długo czekać, bo przecież fachowcy mają czas. To może być wkurzające, zwłaszcza dla kogoś kto dopiero się tutaj przeprowadził i chce mieć wszystko elegancko i profesjonalnie załatwione. Trzecia rzecz – jak się nie zna hiszpańskiego, to bardzo trudno wiele rzeczy załatwić; niewiele osób mówi tu po angielsku.

Plusem jest za to to, że jeśli ktoś mówi choć trochę po hiszpańsku, nawet z błędami, to Hiszpanie z uśmiechem go poprawią i odpowiedzą. Cieszą się, że ktoś próbuje mówić w ich języku. Ta otwartość pomaga, zwłaszcza na początku. Dużym plusem jest oczywiście słońce! Myślę, że to jest pierwsza rzecz, na którą ludzie zwracają uwagę, wybierając ten region do życia – słońce.

Do tego kuchnia! W Hiszpanii je się bardzo dużo ryb. Tutejsza kuchnia jest zdrowa. Hiszpanie jedzą sporo warzyw, również takie, których my w Polsce nie doceniamy, np. awokado. Mój region słynie z granatów. Stąd są one eksportowane na cały świat! Ogromny plus to dostępność pomarańczy i świeżo wyciskanego z nich soku.

Idziesz rano na śniadanie na mieście, widzisz tych wszystkich uśmiechniętych ludzi; i starszych i młodszych. Spędzają beztrosko czas. Hiszpanki bardzo dbają o swój wygląd. Nawet jeśli nie jest u kogoś dobrze, to z uśmiechem zapyta „co u ciebie”. Mało osób narzeka, nawet patrząc na obecną sytuację, która przytłacza wszystkich. Tutaj ten optymizm nie gaśnie. To chyba właśnie on przyciąga ludzi z innych krajów do Hiszpanii.

MT: Czy pani mąż tak samo lubi Polskę jak Pani Hiszpanię?

AJ: Bardzo! Mój mąż bardzo Polskę kocha! Śrem określa jako swój drugi dom. Od początku Polska była dla niego ciekawym krajem.

MT: Stosunkowo często pisze Pani o tym, że Polska jest Pani bliska, nawet będąc tak daleko. Za czym Pani tęskni?

AJ: Jeśli chodzi o jedzenie, to na pewno za pierogami (lubię je i na słodko i na słono). Oboje z mężem lubimy żurek – koniecznie w chlebie!, barszcz, sernik, jabłecznik, ciasto drożdżowe. I biały ser! Absolutny numer jeden! Najlepiej ze śremskiej mleczarni!

Bardzo tęsknię za ludźmi. Czuję się w Śremie jak w domu. Lubię sprawdzać, co się zmieniło. Lubię odwiedzać śremskie restauracje i kawiarnie. Słuchanie polskich rozmów sprawia mi ogromną przyjemność. O tym się nie myśli na co dzień, a takie proste rzeczy sprawiają wielką radość. Jak biegam, to często dostrzegam zmiany w Śremie: „o, tego tu nie było, a to jest nowe!”. Nie czuję się w Śremie obco. Czuję się wciąż jak u siebie. Trochę jakbym żyła w dwóch światach jednocześnie. Lecąc do Polski, zawsze czuję ekscytację. Bardzo lubię odwiedzać wtedy rodzinę i znajomych, co w ostatnim czasie jest znacznie utrudnione. Cały czas o nich myślę. Wiele osób ze Śremu odwiedziło mnie w Hiszpanii! W międzyczasie współpracowałam ze szkołą podstawową nr 4, która ma w swojej ofercie język hiszpański. Udało nam się zorganizować wymianę uczniowską ze szkołą, w której pracuje mój mąż. Mój syn wziął w niej udział [śmiech]. Dzieją się naprawdę fajne rzeczy. Prze pandemię wiele rzeczy nie działa, ale mam nadzieję, że to wróci.

Wielu hiszpańskich przyjaciół odwiedziło nas w Śremie i bardzo im się podobało. Doceniali to, że mamy jezioro, plażę, sporty wodne, promenadę. Podziwiali stare miasto. Zawsze wspominają, że chcą wrócić do Śremu.

MT: Teraz bardzo ważne pytanie. W jakim języku Pani przeklina?

AJ: [śmiech] Podobają mi się przekleństwa hiszpańskie, brzmią mniej wulgarnie. Ale generalnie rzadko klnę. Jeśli już, to bardzo delikatnie i nie w pracy [śmiech]!

Mam czasami problem z niektórymi brzydkimi słówkami, bo mam w głowie mix. Na co dzień operuję trzema językami jednocześnie! Ale nigdy nie zapomnę polskiego; czytam po polsku, relaksuję się przy polskich książkach. Żeby nie zapomnieć ortografii, czytam po polsku. Chociaż staram się czytać jednocześnie po polsku i hiszpańsku. Jeśli mam możliwość oglądam filmy i seriale po hiszpańsku, żeby się go jeszcze lepiej nauczyć.

MT: Jakie jest Pani największe marzenie?

AJ: Oprócz takich przyziemnych marzeń, żeby coś zwiedzić i zobaczyć… A podróże to jest moja

wielka pasja! Jeśli chodzi jednak o takie mniej przyziemne… chyba bardzo liczę na nasze stowarzyszenie. Chciałabym, żeby się rozwinęło, żebyśmy mogli pomóc jak największej liczbie osób.

Poza tym wszystko mam: miłość, przyjaźń, szacunek, sukces zawodowy. Chyba najważniejsze jest to, żeby pomagać ludziom. Chcę pokazywać, że jeśli ktoś z Polski już zdecydował się wyemigrować z kraju, co nie jest łatwe, to tu w Hiszpanii jest ktoś, kto chce mu pomóc.

MT: Bardzo dziękuję za rozmowę.

AJ: Ja też bardzo dziękuję, było mi bardzo miło.

Zobacz też na srem.naszemiasto.pl:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto