Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śremska młodzież się zmieniła. Rozmowa z Darią Wyrzykowską-Ropińską o harcerstwie i nie tylko. Koniecznie przeczytajcie!

Maciej Tomaszewski
Maciej Tomaszewski
Śremska młodzież się zmieniła - stwierdza w rozmowie z nami Daria Wyrzykowska-Ropińska, drużynowa 5 Drużyny Harcerskiej im. Janusza Korczaka w Śremie. Rozmawiamy o tym, jak zmieniła się śremska młodzież na przestrzeni lat, jak Hufiec ZHP Śrem podchodzi do wartości Bóg-Honor-Ojczyzna oraz o tym, jak nie dać się zastrzelić w czasie polowania na dziki. Daria jest harcmistrzynią i członkinią komendy hufca ds. pracy z kadrą. Drużynę prowadzi od ponad dwudziestu lat. Jest ważną postacią w śremskim światku harcerskim. Dziś mówi nam szczerze, jak wygląda jej działalność jako harcerka.

Maciej Tomaszewski: Czuwaj!
Daria Wyrzykowska-Ropińska: Czuwaj!

MT: Ile lat jesteś harcerką?
DWR: Prawie 25.

MT: A od ilu lat prowadzisz drużynę?
DWR: [zastanowienie] Od 21… [pauza] Jestem dinozaurem! [śmiech].

MT: Ilu młodych śremian przetoczyło się przez twoją drużynę?
DWR: Trudno powiedzieć dokładnie, ale na pewno były to setki osób.

MT: Jak na przestrzeni lat zmieniła się śremska młodzież?
DWR: Bardzo. Powiem na przykładzie harcerzy, bo tylko z nimi mam bliższy kontakt. Kiedyś było tak, że do drużyn było bardzo duży chętnych osób. Nie musieliśmy organizować naborów pod tytułem „ojejku, przyjdźcie do nas, błagamy!”, tylko dzieci, młodzież (ale też ich rodzice) sami nas szukali.

Być może wynika to trochę z tego, że nie było tylu innych dodatkowych zajęć, jak np. piłka, taniec, muzyka itd. Harcerstwo było na topie. Było wiele drużyn. Każda próbowała się wybić i pokazać, żeby przyciągnąć młodych ludzi do siebie.

Dzieciom kiedyś się chciało. Chętnie przychodziły, angażowały się, wykazywały inicjatywę. Wiadomo, że to był dla nich także czas towarzyski. Jak już się zapoznali i zaprzyjaźnili – po prostu lubili spędzać wspólnie czas. Oprócz tego wielu z nich chodziło do tych samych szkół, a nawet klas. W drużynie tworzyły się fajne grupy, zawiązywały się mocne przyjaźnie. Kiedy przychodził termin zbiórki, dzieci w mundurach przychodziły po siebie nawzajem i wspólnie dreptali przez Śrem do harcówki. To było super.

Potem zaczęła się era komputerów, telefonów, gier… Wiele osób się tym zachłysnęło. Harcerstwo przestało być już tak atrakcyjne, mimo że nasz program specjalnie się nie zmieniał. Zmieniały się oczywiście metody pracy z młodzieżą, ale wartości i nauki przekazywane przez ZHP pozostawały takie same.

Stopniowo dzieciaki się zamykały. Zanikała ta spontaniczna chęć: „ja zrobię, ja zrobię tamto!”. Teraz muszę ciągnąć za uszy. Bez sensu.

MT: Czujesz się wychowawcą śremskiej młodzieży? Czy to się też zmieniło?
DWR: Troszkę tak. Teraz nawet bardziej, niż kiedyś. Kiedyś prowadzenie drużyny było dla mnie przede wszystkim zabawą. Sprawiało mi to dużą frajdę; spotkać się z nimi, zrobić coś, wyjść do lasu/na poligon, pojechać na biwak/obóz. Przy okazji dzieciaki były zadowolone, więc sprawiało mi to satysfakcję.

Teraz rzeczywiście czuję, że mam misję: wyrwać ich od codzienności, nauczyć czegoś oryginalnego – czego nie nauczą się w szkole ani w domu. Nie każdy chce i potrafi na własną rękę iść do lasu, zbudować szałas albo rozpalić ognisko.

Staram się wychowywać młodzież, pokazać jej, że można inaczej. Dziś dzieci mają mnóstwo wszystkiego, ale – mam wrażenie – brakuje im czasem tego, co my kiedyś mieliśmy. Chciałabym, żeby to wróciło, a zamiast tego – umiera śmiercią naturalną. Ten nowy świat wypiera stary.

MT: Przypomniałem sobie na potrzeby naszej rozmowy treść Przyrzeczenia Harcerskiego: Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętną pomoc bliźnim i być posłusznym Prawu Harcerskiemu. Czy, twoim zdaniem, śremskie harcerstwo nadal wychowuje młodzież w tym duchu?
DWR: Nie chciałabym wypowiadać się za innych, ale ja – w mojej drużynie – tak. Dla mnie te wartości nadal są wiarygodne i nadal się nimi posługuję.

MT: A polityczna sytuacja oddziałuje w jakiś sposób na te zasady? Pytam przede wszystkim o słowo „Bóg” w Przyrzeczeniu…? Czy niekatolicy albo w ogóle ateiści mogą dołączyć do twojej drużyny?
DWR: Nie mieliśmy nigdy takiego przypadku i nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale organizacja otwarta jest dla wszystkich. Myślę, że jesteśmy w stanie się troszkę nagiąć i pójść na pewne kompromisy. Dostosowujemy się też do obecnej sytuacji. Nie każdy przecież chodzi do kościoła. Ja wiem, że „Bóg, Honor, Ojczyzna”, ale… nie możemy nikogo zmuszać. Na przykład w czasie obozu osoby, które nie chodzą na co dzień do kościoła/nie wierzą, nie są zmuszane, żeby iść w niedzielę na mszę. [pauza] To jest trudny temat.

MT: Twoja praca w harcerstwie to wolontariat.
DWR: Tak. Właśnie dziś dostałam mema od koleżanki-harcerki: „co daje ci harcerstwo? Chyba co ja daję harcerstwu?”. Rzeczywiście to my dokładamy do niego. Nie tylko finansowo.

MT: Czy harcerze w Śremie czują się lubiani?
DWR: Z tego co widzę; jak ludzie na nas reagują i jak się do nas odnoszą, to nawet bardzo.

MT: Ile dni życia przemieszkałaś w lesie?
DWR: Musiałabym policzyć wszystkie obozy, biwaki, prywatne wyjazdy w dzicz (gdy miałam 20 lat, praktycznie każdy weekend spędzałam na łonie przyrody, pod namiotem). Myślę, że około stu dni.

MT: Jaka jest twoja największa harcerska przygoda?
DWR: Byłam wtedy w liceum. Kumplowałam się z pewną Iloną (z 18. DH). Kiedyś – na sejmiku starszo-harcerskim w Poznaniu – poznałyśmy kilka dziewczyn z żeńskiej drużyny „Iskra”. Zaprosiły nas na swój biwak do Leszna. Tam natomiast złapałyśmy kontakt z leszczyńską, męską drużyną spadochronowo-lotniczą. Chłopcy odwiedzili nas wieczorem, żeby zorganizować dla naszych harcerek grę nocną, zakończoną Przyrzeczeniem [uroczyste otrzymanie krzyża harcerskiego – przyp. red.].

Z Ilonką wzięłyśmy w tym udział. Nauczyłyśmy się wtedy porządnie pakować plecaki [śmiech]. Dostałyśmy mapy, latarki i szłyśmy nocą przez obrzeża Leszna. Kompletnie nie znałyśmy okolicy. Przedzierałyśmy się przez jakieś pola, działki, mokradła. Płynęła tam nawet rzeczka. Inny świat.

W pewnym momencie z tej rzeczki wyskoczyli na nas poprzebierani chłopacy. Wyglądali jak jeden wielki „Wodnik Szuwarek” [śmiech]. Dziewczyny się wystraszyły. Super zabawa!

Po skończonej grze (był dopiero środek nocy) część z nas postanowiła zrobić sobie jeszcze… coś w rodzaju gry terenowej. Chodziliśmy po jakichś łąkach, przedzieraliśmy się przez chaszcze. Nagle natrafiliśmy na polanę, na które żerowały dziki. Okazało się, że trwa właśnie polowanie! Musieliśmy się przeczołgać przez cały ten teren – aż do lasu po drugiej stronie – w taki sposób, żeby nas nie odstrzelili. Udało się!

Podzieliliśmy się wtedy na dwa zastępy. Rozbiliśmy obozy… Wróć! „Rozbiliśmy” to za dużo powiedziane. Po prostu wyciągnęliśmy karimaty, śpiwory i poszliśmy spać. Chociaż „spać” to też za dużo powiedziane! [śmiech] Nikt nie mógł zasnąć z tych emocji! Oczy przymknęliśmy dopiero po długich godzinach rozmów.

Rano obudził mnie cicho jeden z chłopaków słowami: „nie ruszaj się”. Otworzyłam oczy, delikatnie się obróciłam… Dosłownie dwa metry od nas sarny skubały trawę! To było niesamowite przeżycie! To była chyba moja najlepsza harcerska przygoda. Wiem, że komuś może wydawać się to banalne, ale dla szesnastolatki było to naprawdę coś wspaniałego. Do dzisiaj miło to wspominam.

MT: Bardzo dziękuję za rozmowę.
DWR: Ja też bardzo dziękuję.

arch. prywatne Daria Wyrzykowska-Ropińska
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto