Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Tygodnik Śremski" wspomina Maciej Waraczewski - pierwszy redaktor naczelny

KB
"Tygodnik Śremski" wspomina Maciej Waraczewski - pierwszy redaktor naczelny
"Tygodnik Śremski" wspomina Maciej Waraczewski - pierwszy redaktor naczelny redakcja
25 lat temu grupa śremian zdecydowała się założyć własną gazetę. Co zaplanowali zrealizowali. Ludzi związanych z "Tygodnikiem Śremskim" oraz czasy kiedy wydawane były pierwsze numery wspomina pierwszy redaktor naczelny gazety - Maciej Waraczewski.

Dokładnie w niedzielę, 21 maja, „Tygodnik Śremski” będzie obchodził swoje 25-lecie. Jak to wszystko się zaczęło?

Maciej Waraczewski, pierwszy redaktor naczelny „TŚ”: Wszystko zaczęło się w ten sposób, że zostałem poproszony przez burmistrza i wiceburmistrza - wtedy burmistrzem był Bogusław Bajoński, a jego zastępcą Grzegorz Wybieralski - o reaktywowanie urzędowej „Gazety Śremskiej”. Zapewniano mnie, że nie będzie żadnych ingerencji , że mamy robić lokalną gazetę z lokalną informację. Na początku nie było niczego, nie było zespołu. No więc zespół udało mi się zmontować - to był w zasadzie przekrój całego społeczeństwa Śremu. Niestety po krótkim okresie czasu, jak to każda władza, chcieli mieć wpływ na gazetę. W szczególności radni. Zwołano wówczas takie specjalnie spotkanie i tam przedstawili inicjatywę powołania rady programowej. W tym właśnie momencie cały zespół stwierdził, że odchodzimy i zakładamy swoją gazetę. Był tam wtedy Andrzej Włodarczak - nigdy nie zapomnę jego słów - „wy się nie martwcie o fundusze, ja biorę kredyt na tę gazetę pod zastaw gospodarstwa [A. Włodarczak posiadał duże gospodarstwo rolne w Kawczu - przyp.red.].

I co pan na to? To było bardzo odważne posunięcie.

Spytałem czy wie, co robi. Ryzykuje przecież utrzymanie swoje i rodziny. To jednak pokazuje, jak podchodziliśmy wówczas do tej sprawy. Na co byliśmy gotowi, żeby tę gazetę uratować lub żeby stworzyć coś nowego. I tak właśnie powstał „Tygodnik Śremski”.

Co było dalej? Pierwsze egzemplarze „Tygodnika Śremskiego” tak po prostu poszły do druku?

Na wydanie pierwszych dwóch numerów pieniądze wyłożył Włodzimierz Piosik. Warunkiem jednak było to, że dalej gazeta ma zarabiać sama na siebie. Tak też się stało.

Właścicieli „Tygodnika Śrem-skiego” na przestrzeni lat było kilku - jak to z nimi było?

Już nie pamiętam kto z zespołu zaproponował, żebyśmy znaleźli jakiegoś „mecenasa” i zaproponował Włodzimierza Piosika. Poszedłem do niego i zawiązaliśmy spółkę. Z kolei kiedy Włodek Piosik miał już dość tej gazety i nas wszystkich razem wziętych, to swoje udziały sprzedał Zdzisławowi Maciejewskiemu i do momentu kiedy Neue Passauer Presse [gr. wydawnicza Polska Press jest częścią większego koncernu wydawniczego - przyp. red.] był ze mną w spółce.

Ile lat spędził pan jako redaktor naczelny „Tygodnika Śremskiego”?

To trudne pytanie. Hmm... z dziesięć na pewno. Po mnie gazetę objęła Iza Domagała - Nowak, potem był Jarek Podsiadły, Adrian Domański. Jak to jednak było dokładnie to nie pamiętam, bo mnie w pewnym momencie wygnało w zupełnie inne regiony Polski.

Jak pan wspomina te lata spędzone na szefowaniu redakcji „Tygodnika Śremskiego? Te 25 lat temu praca nad gazetą była zupełnie inna niż dzisiaj.

To były piękne lata. Tygodnik powstał krótko po transformacji politycznej i myśmy wszyscy czuli ten powiew wolności. W pewnym sensie się nią zachłsyneliśmy. I wszyscy chcieliśmy - zespół - stworzyć coś niezależnego, co było by taką esencją tej wolności. No i tak się w sumie stało. Przecież w tej redakcji byli ludzie o różnych profesjach, o różnych przekonaniach politycznych. Ja jako ateista przecież zatrudniałem księdza, który pisał felietony. I to jakie felietony - kontrowersyjne, które wywoływały polemikę. Ta gazeta była pluralistyczna. Byliśmy wtedy otwarci na wszystkie poglądy i wszyscy żyliśmy w zgodzie.

Pierwszy numer „Tygodnika Śremskiego” wyszedł z Tadeuszem Mazowieckim na jedynce. To było zaplanowane? Tadeusz Mazowiecki był wyjątkowym gościem w Śremie, zwłaszcza w tamtym czasie.

Tadeusz Mazowiecki w tamtych czasach był symbolem wolności. Co do pierwszego numeru to tu był jednak przypadek, że był on wtedy w Śremie. Taki zbieg okoliczności.

Który ze wszystkich materiałów, które pojawiły się na łamach „Tygodnika Śremskiego” za czasów pana szefowania pamięta pan najbardziej? Może jest ich kilka?

Szczególnie utkwił mi w pamięci przyjazd na nasze zaproszenie pana Onyszkiewicza, ówczesnego Ministra Obrony Narodowej. Człowiek na niesamowitym poziomie. To spotkanie z nim zostało mi w pamięci. To była kolejna ikona tej wolności, która wtedy była tą świeżą wolnością. To była pierwsza dla mnie wielka sprawa. Drugą wielką sprawą była pierwsza nagroda wśród tygodników lokalnych w całej Polsce za całokształt wydawniczy (nagroda przyznana przez Fundację IDEE, czyli Instytut na rzecz Demokracji w Europie Wschodniej - przyp. red.). To było wielkie wyróżnienie. Główną nagrodą był wówczas zestaw komputerowy, co na tamte czasy też było wydarzeniem. To był szał.

Teraz gazeta w całości powstaje w komputerze, a jak to było robione 25 lat temu?

Wtedy to była częściowo ręczna robota, a częściowo przy komputerze. Andrzej Bukowy składał nam tą gazetę, kopiował płyty. Wszystko woziliśmy do Poznania. Tam nas drukowano. Wszystko było znacznie bardziej skomplikowane niż teraz. Zresztą ten komputer, który wygraliśmy, pchnął nas do tego, że całą redakcję skomputeryzowaliśmy i każde stanowisko było w taki sprzęt wyposażone.

To było „coś” na tamte lata?

To świadczy o kondycji „Tygodnika Śremskiego”. Każdy dziennikarz miał swoje miejsce pracy z komputerem i mieliśmy na wyposażeniu cztery samochody służbowe. To były maluchy, duży fiat oraz polonez. Jak kupił nas zagraniczny koncern i zobaczył nasz inwentarz, to się za głowę chwycili. Tak dobra była wówczas kondycja gazety. Podkreślić trzeba, że wtedy nie żyliśmy z żadnych układów ale z uczciwej reklamy i ze sprzedaży egzemplarzowej. Potrafiliśmy sprzedać się po dziesięć tysięcy egzemplarzy. Na tamte czasy to było osiągnięcie.

Co było siłą ówczesnego „Tygodnika Śremskiego”?

Mieliśmy rozmaite inicjatywy, pomagaliśmy potrzebującym. Silne osadzenie tego tytułu w tej społeczności było gwarantem pozytywnych działań. Pamiętam, że pomagaliśmy rodzinie, która nie miała zimą węgla na opał i nie stać ich było na jego zakup. Nie daliśmy pieniędzy tylko znaleźliśmy kogoś, kto ten węgiel kupi - wtedy to był Wojtek Fornalik - i te pięć ton uroczyście zawieźliśmy do tej rodziny. Poza tym organizowaliśmy bale, na których zbieraliśmy pieniądze przez licytacje różnych, fajnych przedmiotów - to były m.in. obrazy, dzieła sztuki - które otrzymywaliśmy od darczyńców. Wszystkie te pieniądze przeznaczaliśmy na jakiś konkretny cel. Pamiętam m.in. pensjonariuszkę Domu Pomocy Społecznej z łuszczycą wrodzoną, którą wysłaliśmy za te pieniądze do Specjalistycznego Ośrodka Rehabilitacyjnego w Wągrowcu na cały miesiąc. To wszystko razem właśnie świadczyło o pozycji gazety, jak ważni byliśmy w tym środowisku i do dzisiaj szczycimy się tą niezależnością.

Jak pan wspomina swój zespół redakcyjny?

Ta gazeta postrzegana była jako tygiel przekroju społecznego w środowisku. Do Tygodnika pisali wówczas ludzie o skrajnie różnych poglądach. Za przykład niech posłużą Kaziu Ginter - skrajna prawica i Piotr Hoffmann - skrajna lewica. I oni bili razem w redakcji. Prawdą jest, że jeden o materiałach drugiego wypowiadał się krytycznie, ale to niczemu nie przeszkadzało. Żyliśmy w zgodzie. To świadczy o sile tej gazety. No i jak wspominałem mieliśmy również księdza, który nam pisał naprawdę kontrowersyjne felietony. W Tygodniku dla każdego było miejsce.

Pogodzić wszystkich jest trudno. Czy czasem aby rolą redaktora naczelnego nie jest odłożenie swoich własnych przekonań i próba spojrzenia na sprawę oczyma innych?

To rola nie tylko redaktora naczelnego, ale każdego człowieka, który ma jakikolwiek wpływ w danej społeczności. To dotyczy tych, którzy pracują społecznie, zawodowo, posłów, ministrów itd.

Co charakteryzuje dobrą redakcję lokalną?

Być jak najbliżej Kowalskiego i pisać o jego problemach, radościach i smutkach. I to było i jest najważniejsze. Ludzie mają własne minisukcesy, o których my powinniśmy pisać. Mają również problemy, o których też powinniśmy pisać. Mało tego pomagać im je rozwiązywać.

Jakaś rada dla początkujących dziennikarzy?

Dziennikarz powinien mieć oczy otwarte dookoła głowy. Dziennikarstwa nie można wystudiować.

„Tygodnik Śremski” i jego
redakcyjny zespół sprzed 25 lat wspominał Maciej Waraczewski,
pierwszy redaktor naczelny

___________
Zachęcamy Państwa również do podzielenia się z nami swoimi opowieściami związanymi z „Tygodnikiem Śremskim”. Z pewnością przez ostatnie 25 lat tych historii uzbierało się całkiem sporo.
Wszelkie historie, opowieści i anegdoty związane z jednym z najstarszych tytułów prasowych w Śremie przesyłać można na nasz redakcyjny adres: ul. Grunwaldzka 1/4, 63-100 Śrem; lub mailowo: [email protected]

"Tygodnik Śremski" wspomina Maciej Waraczewski - pierwszy redaktor naczelny

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto