Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wierzy, że rak nie jest niezwyciężony [POTRZEBNA POMOC]

Bartosz Klimczuk
Jedną z prawdziwych pasji pani Agnieszki jest fotografia. Oddaje się jej kiedy tylko ma ku temu odpowiednie możliwości
Jedną z prawdziwych pasji pani Agnieszki jest fotografia. Oddaje się jej kiedy tylko ma ku temu odpowiednie możliwości archiwum prywatne
Pani Agnieszka jest młodą, prawie zawsze uśmiechniętą i optymistycznie nastawioną do życia kobietą. Mimo, że od paru lat zmaga się z chorobą nowotworową, nie poddaje się i z uporem walczy o swoje życie. Bez oporów opowiada „Tygodnikowi Śremskiemu” swoją niełatwą historię

Rak, już od kilkudziesięciu lat, jest chorobą cywilizacyjną. Co roku na nowotwór zachorowuje setki tysięcy osób na całym świecie. Niestety, nie wszystkim udaje się tę złowieszczą chorobę zwalczyć. Rozmówczyni „Tygodnika Śremskiego” uważa jednak, że zawsze, pomimo choćby nawet najgorszych prognoz, powinno się walczyć do samego końca.

- Pierwszy raz choroba złapała mnie w 2011 roku - mówiła Agnieszka Sabacińska. - Wtedy to, dzień przed moimi urodzinami, wyczułam w piersi jakieś dziwne zgrubienie. Długo myślałam nad tym, co to może być - powiedziała nasza rozmówczyni. Nie chciała zbagatelizować swojego odkrycia, dlatego najszybciej jak to było możliwe, udała się do swojego ginekologa. Ten zlecił wykonanie biopsji cienkoigłowej. Pani Agnieszka czuła, że może tutaj chodzić o raka, jednak lekarze nie dawali po sobie niczego poznać.

- Jako, że wtedy Święto Niepodległości przypadało w piątek, lekarz umówił się ze mną na omówienie wyników badań w poniedziałek - mówiła Agnieszka Sabacińska. Lekarz skontaktował się z panią Agnieszką jednak wcześniej i poprosił o przyjście na konsultacje 11 listopada. - Wtedy właśnie powiedział, że jest to guz z komórkami nowotworu złośliwego. Zaczął mi tłumaczyć różne medyczne zawiłości, do mnie jednak jakby nic z tego nie docierało - powiedziała pani Agnieszka. - W pewnym momencie po prostu wstałam, wzięłam swoje dokumenty, powiedziałam że muszę już iść i rozpłakałam się - dodała rozmówczyni.

Informacja rozeszła się po rodzinie i przyjaciołach w ekspresowym tempie. Równie szybko zaczęto załatwiać formalności związane z leczeniem. - Moja przyjaciółka, Monika, załatwiła mi miejsce w jednym z poznańskich szpitali. Potem lekarz powiedział mi, że „moja siostra” walczyła o mnie jak lew - powiedziała pani Agnieszka. Bardzo dobrze pamięta datę początku swojej choroby: był to 11 listopada 2011 roku. Nie jest jednak przez to w jakiś sposób uprzedzona do tej liczby.

- Będąc już w szpitalu, wyznaczyli mi termin na zabieg usuwania piersi. Nie bałam się tego, ważne dla mnie było, aby żyć - mówiła pani Agnieszka. Dziś nie wspomina tego jakoś szczególnie źle. Najgorszy był dla rozmówczyni „TŚ” moment przebudzenia z narkozy. Z brakiem piersi pogodziła się. - Najgorsze przyszło dopiero 1,5 roku po „pierwszej chorobie”. Charakterystyczne było to, że wtedy nie potrafiłam jeszcze doceniać życia tak jak jest to teraz - powiedziała Agnieszka Sabacińska.

Po pewnym czasie pani Agnieszka zauważyła, że od czasu do czasu miewa uczucie dyskomfortu w szyi. Początkowo zbagatelizowała to nieprzyjemne uczucie. Gdy jednak na zajęciach z jogi przy pełnym wyproście zaczęła się dusić, postanowiła działać. - Myślałam, że to może być tarczyca. Tę hipotezę moja pani doktor szybko wykluczyła. Zostałam skierowana na badanie rentgenem i tomografię komputerową - opowiadała Agnieszka Sabacińska. Jak się okazało, węzły chłonne w śródpiersiu, które normalnie powinny mierzyć około 7 milimetrów, u pani Agnieszki miały już 7,5 centymetra.

- Modliłam się wtedy o to, żeby to nie był rak. Niestety - to był przerzut - powiedziała pani Agnieszka. - Załamałam się wtedy totalnie. Zadawałem sobie ciągle pytanie „Dlaczego ja?” - kontynuowała rozmówczyni. Zmiany okazały się nieoperacyjne, więc pani Agnieszka skazana została na chemię. - Na ten moment dziennie muszę przyjmować około 40 tabletek. Dziwię się, jak moja wątroba jeszcze to wytrzymuje - przyznała Agnieszka Sabacińska.

To niestety nie był koniec złych wiadomości - nowotwór zmutował i żadne klasyczne lekarstwa już na niego nie działają. Na ten moment rak zaatakował szyję i głowę pani Agnieszki. Ona jednak nie załamuje się. Istnieje w końcu medykament, który daje jej nadzieję. - Ten lek jest niezbędny, abym mogła żyć. Dalej uśmiechać się do ludzi i walczyć o swoje życie - mówiła Agnieszka Sabacińska. Niestety, jak każda nieklasyczna kuracja, lek jest bardzo drogi. Nasza rozmówczyni liczy jednak na wsparcie ludzi. Na facebookowej grupie stowarzyszenia Ludzi Nadziei ruszyła nawet zbiórka pieniędzy.

Pani Agnieszka, nawet będąc w tak ciężkiej chorobie, nie próżnuje. Przez okres leczenia sama zaprojektowała model bielizny i stroju kąpielowego dla amazonek. Wysłała go nawet do kilku szwalni i czeka na odzew. - Wiele osób przyznało, że pomysł jest bardzo ciekawy - stwierdziła pani Agnieszka. W jej opinii, na polskim rynku jest spora luka, jeśli chodzi o tego typu produkty.

Stan Pani Agnieszki jest bardzo poważny. Aby przeżyć musi przyjmować lek, który niestety nie jest refundowany. Inne formy leczenia i terapii okazały się nieskuteczne. Każdy z nas może pomóc pani Agnieszce walczyć o lepsze jutro. W zbiórkę pieniędzy na odpowiedni medykament zaangażowało się śremskie Stowarzyszenie Ludzi Nadziei. Pomoc można przekazywać na numer konta bankowego: 4390 84000 3200 10000 0280 0001 z dopiskiem „DLA AGNIESZKI”

Wierzy, że rak nie jest niezwyciężony

Adam Nawałka: Chcemy udowodnić, że mecz w Kopenhadze był wypadkiem przy pracy:

źródło: TVN24/x-news.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto