Tradycja sięgająca osiemnastego wieku na Łęgach Mechlińskich
Hubertus to impreza kończąca sezon jeździecki. Przypada dokładnie 3 listopada i w okolicach tej daty organizowane są w stajniach tzw. biegi św. Huberta. Takie wydarzenie odbyło się po raz kolejny na Łęgach Mechlińskich.
W dzisiejszych czasach jeździmy już cały rok, ale zwyczajowo jest to koniec sezonu jeździeckiego. Biegi św. Huberta polegają na tym, że osoba ma przypiętą lisią kitę do lewego ramienia i stawka jeźdźców goni tą osobę. Zwycięzca w danym roku zostaje królem polowania i jest uciekającą osobą w następnym roku. Tradycja tych biegów sięga XVIII wieku. Organizowano wtedy pierwsze biegi, które były powiązane z tradycyjnymi polowaniami
- powiedział Marcin Chwałczyński z Dworu Andrzejówka w Mechlinie, organizator wydarzenia.
Wówczas faktycznie polowano na zwierzynę. Dzisiaj została już tylko symbolika i osoba uciekająca ma przypiętą lisią kitę. Kiedyś to były długie polowania, które kończyły się gonieniem prawdziwego lisa. Dzisiaj zostaje tylko ten bieg, który jest największą frajdą dla jeźdźców i amazonek. Trzeba się wykazać umiejętnościami jeździeckimi. W takiej imprezie biorą udział jeźdźcy, którzy są już trochę doświadczeni i dobrze jeżdżący
- dodał nasz rozmówca.
Debiutant najlepszy na Łęgach Mechlińskich
W tegorocznej pogoni za lisem uczestniczyło jedenastu jeźdźców i amazonek. Widowiskowe wydarzenie dostarczyło publiczności nie lada emocji. Podczas gonitwy jeden z jeźdźców spadł ze swojego wierzchowca. Na szczęście nie ucierpiał w tym zdarzeniu i jak się później okazało zdobył lisią kitę. Tym jeźdźcem był Szymon Smoliński jadący na Kotuszu.
Pierwszy raz w pogoni za lisem wziąłem udział w zeszłym roku. Nie obyło się bez przygód. Spadłem ze swojego wierzchowca. Długo nie jeżdżę, bo dopiero 2,5 roku. Najbardziej trzeba uważać na to, żeby się nie bać. Jeżeli człowiek się boi to koń od razu to czuję
- zdradził nam tegoroczny zdobywca lisiej kity.
Warto dodać, że przygoda z jeździectwem dzisiejszego zwycięzcy zaczęła się w okresie pandemii.
Sporo ludzi szukało swojego miejsca, żeby robić coś więcej jak były te ograniczenia. Zaczęliśmy powoli jeździć i tak zostało
- podsumował.
Dreszczyk emocji i adrenalina podczas pogoni za lisem
Czy podczas takiego wydarzenia lepiej być lisem i uciekać czy lepiej być goniącym za lisią kitą?
Kiedy się goni jest większa niepewność, ponieważ jest dużo rywali. Zależy dużo od doboru konia. Jedne są wolniejsze, drugie szybsze, inne się kopią i trzeba też na to uważać. Osobiście wolę być osobą, która ucieka. Jest przy tym większa adrenalina
- powiedziała Katarzyna Celka jadąca na Florynie, która w tym roku była uciekała z lisią kitą przed pozostałymi jeźdźcami.
Zobacz również na srem.naszemiasto.pl
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?