Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cygańskie tabory stawały w Śremie. Było nawet wesele

KB
Cygańskie tabory stawały w Śremie. Było nawet wesele - dzisiaj Romowie kojarzeni są przede wszystkim z barwnym folklorem i muzyką. Na zdjęciu Sara Czureja-Łakatosz, która gościła w Śremie na zaproszenie Polskiego Towarzystwa Lekarskiego Koło Śrem.
Cygańskie tabory stawały w Śremie. Było nawet wesele - dzisiaj Romowie kojarzeni są przede wszystkim z barwnym folklorem i muzyką. Na zdjęciu Sara Czureja-Łakatosz, która gościła w Śremie na zaproszenie Polskiego Towarzystwa Lekarskiego Koło Śrem. fot. arch.red./K. Baksalary
To musiało być jakoś w połowie lat pięćdziesiątych. Może rok 58. Ja i moja rodzina do Śremu wróciliśmy w 55. roku więc wcześniej na pewno nie. Nad Wartą odbyło się wtedy cygańskie wesele - opowiada pan Franciszek Konieczny, mieszkaniec prawobrzeżnej części miasta, chociaż jak zaznacza to nie jedyne jego spotkanie z Romami.

- Jedna rodzina cygańska mieszkała po sąsiedzku, a z innym z kolei pracowałem. Miałem o nich bardzo dobre zdanie - dodaje starszy mężczyzna. Sąsiedzi pana Franciszka nazywali się Brzezińscy i zamieszkiwali jedyny blok jaki do dziś stoi na ul. ks. Popiełuszki. - W domu mieli zawsze bardzo czysto. On, jak pamiętam, handlował samochodami. Tak je do sprzedaży szykował, że lśniły jak nowe. Ona zajmowała się domem. Była bardzo porządną kobietą. Czasem bywaliśmy z rodziną u nich w domu, czasem oni odwiedzali nas. Potem zniknęli z miasta. Pojechali do rodziny w Jarocinie chyba. Tam była jakaś historia, że mieli w Śremie obiecane mieszkanie ale naczelnik ich oszukał i tego mieszkania im nie dał, ale trudno mi teraz powiedzieć co i jak było. W każdym razie wyprowadzili się - mówi pan Franciszek, a wracając do wesela przypomina sobie, że bardzo dużo mieszkańców miasta wówczas tam było i obserwowało je, a nawet bawiła się z romskimi biesiadnikami.

Nie tylko on zresztą pamięta „śremskich” Romów. Nieco młodszy mieszkaniec prawego brzegu miasta również wspomina tamtą wyjątkową uroczystość. - Ślub musieli wziąć najpierw w kościele, a potem wozami przyjechać na łąkę nad Wartę. Nie pamiętam czy były to jeszcze Topólki czy już Murzynki, ale to były te rejony, bo oni albo rozbijali się na Koźlarach [przy wjeździe do Śremu od strony Poznania - przyp. red.] albo w Topólkach. Mieli widać tu jakąś swoją trasę i czasem taborami zahaczali o Śrem - opowiada pan Zdzisław.

_- Byłem wtedy chyba w pierwszych klasach podstawówki więc niewiele pamiętam - _dodaje mężczyzna i wspomina jak zamiast na nabożeństwo majowe razem z kolegami pobiegli nad Wartę zobaczyć prawdziwe cygańskie wesele.

Ciąg dalszy wspomnień śremian na temat romskiego wesela na następnej stronie.

Polecamy także rozmowę z Jackiem Pałkiewiczem o jego książce "Dubaj. Prawdziwe oblicze":

- Rozłożyli się na łące. Nie było jakiś specjalnych stołów czy krzeseł. Obrusy leżały na trawie, a oni siedzieli dookoła nich. Była muzyka, dużo jedzenia, głośno było. Te obrusy to białe chyba były. Mężczyźni w koszulach, kobiety w sukniach - opowiada pan Zdzisław.

Wielu starszych mieszkańców miasta pytanych o to wydarzenie, wspomina również o wypadku do którego miało dość już podczas weselnej zabawy.

- Wiem, że do kościoła ludzi nie chcieli wtedy wpuszczać jak się cyganie pobierali. Dlaczego to nie wiem, miałam wtedy z 10 lat więc niewiele pamiętam z tego co działo się dookoła, ale teraz jak myślę o tym weselu to pamiętam tłumy ludzi pod kościołem. Pół Śremu chciało chyba zobaczyć ten ślub - uzupełnia wspomnienia pana Zdzisława jego siostra i dodaje, że o ile dobrze pamięta to na weselu wydarzył się wypadek, o którym wspomniał również Franciszek Konieczny.

- Bawili się wszyscy, jedli i pili, grała muzyka. W pewnym momencie pan młody zaczął bić tą swoją młodą żonę. Pamiętam, że nikt nie zwrócił z jego ziomków na to uwagi, co się dzieje. Tak jakby była jego własnością i mógł zrobić z nią co chce, a bił ją nawet końskim batem - opowiada pan Franciszek dodając, że Romowie to w sumie dziwni ludzie. Z jednej strony są oni bowiem bardzo serdeczni i gościnni, a z drugiej mają swoje zasady, które dziwią i nierzadko szokują.

- Nie wiem nawet czy wówczas nie zabili tam kogoś. Jak o tym myślę to wiem, że stało się tam coś, ale nie pamiętam dokładnie co i jak. Na pewno się na tym weselu pobili. Ale czy pobili się między sobą czy z mieszkańcami Śremu jakimiś to nie wiem - wspomina pan Zdzisław, a jego siostra dodaje, że panna młoda to chyba swojego męża nie kochała i ten ślub nie był po jej myśli. - Mając 10 lat to nie zwracało się uwagi na takie sprawy, ale wydaje mi się, że ta cyganka to ona nie chciała wcale tego małżeństwa. Ona była zakochana w jakimś innych chłopaku, ale rodzina zdecydowała tak, a nie inaczej i stąd ten ślub. Potem chodziły pogłoski, że się tam na tym weselu mocno pobili, a drastyczne wersje mówiły nawet, że kogoś tam zabili. Nie wiem jednak zupełnie czy to prawda, czy tylko podkoloryzowana opowieść o tym niecodziennym wydarzeniu - opowiada siostra pana Zdzisława.

Kiedy wesele się skończyło, a wszyscy biesiadnicy wytrzeźwieli to według opowiadań śremian jak gdyby nigdy nic zwinęli swój tabor i pojechali w dalszą drogę. - Cyganie tacy już byli, dzisiaj tu - potem tam. Nigdy nie zagrzewali nigdzie miejsca. Kiedy weszły te przepisy, że mają się osiedlać było z tym mnóstwo problemów. To byli ludzie, którzy nie umieli długo żyć w jednym miejscu - opowiada pan Franciszek. - A wracając do tych dwóch rodzin, które znam bo mieszkały przez pewien czas w Śremie, to przypomniała mi się zabawna historia. Do Manieczek miał przyjechać Chruszczow. Wtedy oczywiście trzeba było przygotować wszystko na przyjazd pierwszego sekretarza komitetu centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Tak się złożyło akurat, że ja i pracujący w tym samym zakładzie ze mną cygan dostaliśmy zadanie przygotować odcinek trasy z Kórnika do Gądek - wspomina z uśmiechem pan Franciszek. - Jak już kończyliśmy robotę, to po tego mojego pomocnika znajomi przyjechali. Zatrzymała się na trasie taksówka i zaczęli z niej cyganie wysiadać. Wysiadł jeden, drugi, trzeci... i dalej wysiadali. Nie wiem czy było ich tam pięciu czy siedmiu, ale do dzisiaj pamiętam jak się taksiarza pytałem, jak on ich tam zabrał. Roześmiał się i powiedział mi wtedy, że jeszcze jeden się zmieści - dodaje nasz rozmówca. Pomocnik poprosił o zwolnienie i faktycznie według wspomnień śremianina wsiadł z ziomkami do taksówki i ruszyli dalej na Poznań.

- Nie wiem czy jechali na zabawę czy jakieś inne sprawy załatwiać, ale tej taksówki to nie zapomnę. Najszczuplejsi to oni nie byli - mówi na koniec pan Franciszek wspominając jego znajomości z Romami.

Polecamy także rozmowę z Jackiem Pałkiewiczem o jego książce "Dubaj. Prawdziwe oblicze":

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto