Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Eucaliptus: wgryzają się w życie muzyką

KB
Eucaliptus: wgryzają się w życie muzyką
- Nie rozumiem jak można śpiewać nie swoje teksty - mówi Krzysztof Szulc
Eucaliptus: wgryzają się w życie muzyką - Nie rozumiem jak można śpiewać nie swoje teksty - mówi Krzysztof Szulc fot. arch. zespołu
Kalifornijskie słońce i radość w rockowym wydaniu trójki śremian. Nie złamał ich pożar, w którym stracili część instrumentów i sprzętu. Dzięki pomocy innych kapel jeszcze tego samego dnia zagrali świetny koncert. Teraz szturmem zdobywają fanów niedawno nagranym kawałkiem “Let Me Be Myself”. Przedstawiamy Eucaliptus.

Na scenie pojawiają się we trzech i chociaż jako muzycy są w Śremie dobrze znani, to w takim zestawieniu jakie serwuje słuchaczom ich zespół odkrywani są na nowo. Jak zapowiadają ta ekipa to strzał w dziesiątkę i z pewnością w takim składzie pograją jeszcze długo.

Koala, która w końcu chwyciła za “wiosło”

Krzysztof Szulc, Leszek Grodek oraz Adrian Woroch rock’n’rollem częstują śremian razem już kilka miesięcy. Zanim jednak postanowili pograć razem przewinęli się przez kilka śremskich projektów muzycznych. Teraz wreszcie mocno stanęli na nogach i jako trio wymiatają na scenie. Ostatnio pochwalili się również swoim najnowszym dziełem, a mianowicie klipem, który zbiera wśród fanów mocniejszego grania świetne opinie.

Logiem śremskiego Eucaliptusa - bo tak oficjalnie nazywa się zespół - stał się skąd inąd przesympatyczny koala. Okazuje się jednak, że ten miś ma całkiem niezłe pazury.

- Genezą Eukaliptusa był zespól Heavy Bad Tone. Graliśmy tam wszyscy. Krzysztof na bębnach, ja na basie, a Adrian był wokalistą. Zespół jednak słabo prosperował, a nasza trójka miała dużo czasu na próby. W końcu stwierdziliśmy, że chcemy więcej i zrobimy coś nowego razem - mówi Leszek Grodek.

- Trochę było tak, że na pięć osób w projekcie nie wszystkim było nam w tą samą stronę. Różne było też nasze zaangażowanie w granie i w to żeby zespół się rozwijał - dodaje Krzysztof Szulc, wokalista i gitarzysta Eucaliptusa.

Kilka słów dodaje również perkusista Adrian Woroch, który jak się okazuje nie od początku był brany pod uwagę. - Na starcie na bębnach miał grać Kuna (Arek Piasecki). Wyjechał jednak za granicę i to ja dołączyłem do ekipy. Po czasie, ale jak się okazuje był to strzał w dziesiątkę - podpowiada.

Trzy to magiczna liczba rock’n’rolla

Jak zauważa cały skład zespołu, trójka to liczba, która świetnie w ich przypadku się sprawdza na scenie i póki co nie mają zamiaru nic zmieniać. Zwłaszcza po doświadczeniach we wcześniejszych zespołach. Wszyscy szukając swojej muzycznej drogi przeszli przez różne składy i z różnym efektem się to dla nich skończyło.

- Trio to idealny układ. Mnie osobiście zawsze zależało żeby grać w trzyosobowym składzie - mówi Leszek Grodek. - Trio ma swoją specyficzną energię i brzmienie. Większe zespoły to czasem większy hałas. No, a poza tym we troje łatwiej wszystko obgadać, łatwiej umówić się na próby, zgrać czas - dodaje muzyk stwierdzając, że w reszcie jest w ekipie, w której każdemu tak samo zależy na oddaniu się muzyce co doceniają również słuchacze, którzy mieli okazję bawić się przy muzyce śremian m.in. podczas koncertów w jednym z poznańskich klubów.

- Do tej pory mieliśmy okazję zagrać m.in. w Poznaniu na większych imprezach. Niesamowite jest to, że wchodząc na scenę po zespołach dużo liczniejszych oraz z ugruntowaną już renomą taka trójka wesołych chłopaczków jak my potrafi rozkręcić wszystkich pod sceną i w sumie robimy największe wrażenie- mówi Adrian Woroch.

Niewesołe początki ekipy

Nie zawsze jednak było wesoło. Zespół już na starcie mocno został doświadczony. Tuż przed koncertem, który miał ich przybliżyć śremskiej publiczności spłonęły instrumenty, które częściowo przechowywane były w garażu, gdzie obywały się próby.

- Pierwszym, który to zobaczył był Leszek, to on do mnie zadzwonił z tą informacją wcześnie rano. Na początku się nie przejąłem bo pomyślałem, że żartuje. Dopiero jak dotarłem pod garaż zobaczyłem, że to nie były żarty - opowiada Adrian, a Krzysztof dodaje, że jak tylko zobaczył oczy Leszka to od razu wiedział, że to nie żart.

- Kiedy inne zespoły dowiedziały się co się stało dostaliśmy od nich wielkie wsparcie. I nie były to tylko śremskie ekipy. Zgodzili się nam pożyczyć instrumenty. To było coś - mówi Krzysztof, dziękując jednocześnie wszystkim za pomoc.

- Podczas koncertu w klubie postawiliśmy puszkę. Udało się zebrać kilka stów. Największe jednak wsparcie otrzymaliśmy od pana Janusza Skotarczaka. Zaproponował, żebyśmy z puszką przeszli się podczas Zaduszek w ogólniaku - opowiada Adrian dodając, że uzbierali wtedy aż trzy tys. zł, a pan Janusz przekazał im również to co zostało z organizacji Zaduszek. - Można powiedzieć, że to iż teraz możemy grać w ogromnej mierze zawdzięczamy właśnie jemu - podsumowuje rozmowę Krzysztof Szulc.

Ciekawostka: skąd nazwa zespołu?
- Nazwa akurat wzięła się od naszego pierwszego bębniarza (bardzo go pozdrawiamy), który swego czasu pracował w firmie ogrodniczej - mówi Krzysztof Szulc, wokalista Eucaliptusa.

- Po pracy, pewnego dnia opowiedział taką anegdotę o klientce, która miała problemy z wypowiedzeniem nazwy eukaliptus. Tak mu to słowo utknęło w głowie, a my je podłapaliśmy. Ostatecznie tak ochrzczony został zespół - dodaje muzyk

- Okazuje się również, że mamy co nie co wspólnego z koalą, który jak wiadomo eukaliptus spożywa. Podobnie jak ten zwierzak lubimy sobie pospać - żartuje Krzysztof.

Eucaliptus: wgryzają się w życie muzyką

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto