Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolarstwo: Mateusz Taciak kończy karierę, będzie trenerem

PW
Kolarstwo: Mateusz Taciak kończy karierę, będzie trenerem
Kolarstwo: Mateusz Taciak kończy karierę, będzie trenerem fot. Paweł Wójkiewicz
Rozmawiamy z Mateuszem Taciakiem o początkach przygody z kolarstwem. Zwracamy uwagę na jego pobyt za granicą i zastanawiamy się, dlaczego wrócił do Polski. Pytamy również o plany na przyszłość. Jego kariera zbliża się już do końca.

Mateusz, przygodę z kolarstwem rozpocząłeś w wieku 13 lat. Jak do tego doszło?

W zasadzie, to ojciec chciał mnie wsadzić na rower. Rower już na mnie czekał gotowy do jazdy. Tylko w szkole nie szło mi najlepiej. Zmobilizowałem się i wtedy zacząłem sam nalegać, aby wsiąść na rower. Ojciec stwierdził też, że jest to ostatni moment, aby zacząć trenować kolarstwo .

Pierwsze treningi rozpocząłeś pod okiem ojca. Od razu w klubie?

Rzeczywiście. Moim pierwszym trenerem był ojciec. Trenowałem wtedy w Stomilu Poznań. Z tym klubem był związany mój ojciec. Po dwóch latach powstał UKS Jedynka Kórnik i od tamtej pory jeździłem w barwach tego klubu.

Jak potoczyła się twoja kariera kolarska?

Na poważnie zacząłem ścigać się w drugim roku młodzika, aż do pierwszego roku juniora. Wtedy rozpoczęły się poważniejsze starty. Była potrzebna drużyna. W UKS-sie byłem tylko ze Sławomirem Spławskim. Brakowało czterech kolarzy, żeby stworzyć ekipę. Ze Sławkiem jeździliśmy tylko pary. Był to też moment, kiedy trzeba było postawić na rozwój. Wtedy przeszedłem do KTK Kalisz. Wtenczas zacząłem jeździć również na torze. Trener Jacek Kasprzak pomógł mi w rozwoju.

Jakie osiągnięcie uznałbyś za swój największy sukces w tamtym okresie startów?

Na pewno czwarte miejsce w Mistrzostwach Europy na torze w drużynie z trenerem Jackiem Kasprzakiem, który był też trenerem kadry, w kategorii młodzieżowców. Złote medale w jeździe indywidualnej na czas na Mistrzostwach Polski Młodzieżowców i złoty medal ze startu wspólnego.

Od tej pory w życiu kolarskim zaczęło się zmieniać. Rozstałeś się z trenerem Kasprzakiem. Co było dalej?

W ostatnim roku w kategorii młodzieżowców przeszedłem do Francji. Najpierw jeździłem w Saint-Cyr sur Loire a po dwóch latach przeszedłem do CC Etupes-Le Doubs-Pays Montbéliard. Początki były trudne. Nie znałem języka. Pomagali mi Tomasz Smoleń, który już tam jeździł i mechanik Ryszard Szostak. Poziom był tam wyższy. Nie osiągałem jakiś spektakularnych wyników.

Co było największą trudnością do przełamania oprócz przełamania barier językowych?

Byłem zdany sam na siebie. Nie miałem bezpośredniej opieki trenera. W dalszym ciągu korzystałem z pomocy ojca i trenera Jacka Kasprzaka. Na pewnym etapie trzeba poznać swój organizm. Musiałem się przestawić pod każdym względem. Sam ustalałem sobie dietę, byłem kucharzem. Przede wszystkim musiałem nauczyć się samodzielnie ustawiać treningi i dyscypliny. We Francji sezon startowy rozpoczynał się wcześniej niż w Polsce.

Kto decydował, że wchodziłeś w skład drużyny?

Dyrektor sportowy oraz dyspozycja zawodnika. Świadczyły o tym uzyskiwanie wyniki w trakcie startów. Jeśli dyrektor sportowy widział, że jestem mocny to na stawiał na mnie. Patrzył też jaki jest to wyścig. Jeśli była tam czasówka to miałem pewne miejsce. Wygrywałem czasówki w startach Elity na pucharach Francji. Startowałem również w Polsce. Zdobywałem medale na Mistrzostwach Polski.

Jak to się stało, że wróciłeś do Polski?

Dostałem fajną propozycję od Piotra Kosmali i Wojciecha Mroza. Przez Dwa lata jeździłem w Mróz Continental Team / Mróz - ActiveJet. Byłem zadowolony. Byłem już zawodowcem pełna parą. Kiedy klub się rozpadał Piotr Kosmala dogadał się z Piotrem Wadeckim, że najlepszych zawodników z Mroza zabiera do siebie. Automatycznie przeszedłem do CCC Polsat (później CCC Polsat Polkowice), gdzie już pozostałem do dzisiaj.

Z CCC Polkowice startowałeś w wielu wyścigach w Polsce i zagranicą. Również w Tour de Pologne. Dwa lata temu na Tour de Pologne byłeś widoczny na trasach, punktowałeś. W tym roku byłeś w cieniu peletonu. Jak to się stało?

Miałem ciężkie pierwsze dwa etapy. Wydaje mi się, że za bardzo odpocząłem przed Tour de Pologne po wcześniejszych startach. Później noga mi się rozkręciła. Trzeciego dnia jechało mi się lepiej.

Na czym polega różnica w jeździe amatorów a zawodowców?

Amatorzy nie potrafią jeszcze tak dobrze ścigać się drużynowo. Nie potrafią rozegrać wyścigu. Wśród zawodowców typuje się liderów, którym podporządkowuje się cała drużyna. W peletonie przeważnie następują tasowania, zwłaszcza na etapach, które są kręte, górzyste to wtedy jest walka o pozycje. Wtedy trzeba być czujnym. Zostając z tyłu drużyna może przegrać cały wyścig. Drużyna bierze na barki cały wyścig mając lidera albo jeśli czuje się, że można wygrać etap. Jeśli w ucieczce znajduje się nasz lider albo któryś z naszej ekipy wtedy nie gonimy ucieczki. Inaczej jest w sytuacji, kiedy od nas nie ma nikogo w ucieczce. Nie ściga się ucieczki, w której jadą zawodnicy, którzy są daleko w klasyfikacji. Oni nie stwarzają większego zagrożenia czołówce.

Jak jedzie się w ucieczce?

Na początku, żeby wypracować przewagę wszyscy z ucieczki muszą wypracować. Kiedy zyska się przewagę trzeba jechać mocno, ale z pewną rezerwą, żeby zachować siły na ewentualny finisz.

Kolarz musi być ryzykantem. Czy zdarza się, że jedziesz po tak zwanej bandzie?

Kiedyś podejmowałem większe ryzyko. Dziś już mniej. Czasem sytuacja na trasie zmusza do takiej jazdy. Wszystko zależy od tego jakie otrzymuję informacje. Zwłaszcza w jeździe indywidualnej na czas. W peletonie nie rzadko trzeba pojechać łokieć w łokieć. Jadąc w czołówce, zwłaszcza na zjazdach, głupio byłoby stracić dystans do czołówki. Na tak zwanego wariata trzeba pojechać zwłaszcza wtedy, kiedy rozprowadza się lidera na tak zwaną kreskę albo samemu chce się wygrać.

Brałeś udział w kraksach. Co wtedy czułeś?

W takich sytuacjach nie ma czasu na zastanawianie się. Trzeba się pozbierać i pojechać dalej. Na pewno jest jakaś złość, aż chce się przekląć. Najczęściej zdarzają się w środku peletony albo na końcu.

Jak wpływa poruszanie się wozów technicznych, sędziów, dziennikarzy na motorach na jazdę kolarzy?

Musimy ze sobą współpracować i być czujni. Oni również muszą poruszać się w kolumnie. Zwłaszcza motocykliści, którzy wskazują nam trasę.

Na etapach jeździcie po kilka godzin. W trakcie otrzymujecie posiłki, które spożywacie w biegu. Jak załatwiacie potrzeby fizjologiczne?

Trzeba poczekać na moment, kiedy peleton zwolni, jest jakaś ucieczka. Wtedy można stanąć. Najczęściej dzieje się to poza zabudowaniami. Wtedy staje pół peletonu. Są momenty kiedy peleton jedzie bardzo szybko i wtedy następuje to w trakcie jazdy. Jakoś trzeba sobie w takiej sytuacji poradzić.

Z jakiego osiągnięcia jesteś najbardziej dumny?

Z wyników w jeździe indywidualnej na czas. Jest to specyficzna konkurencja i jeśli to wychodzi to jest ogromna satysfakcja. Nie każdy potrafi pojechać czasówkę. Jeśli uda się wygrać ze startu wspólnego, to też dobrze.

Kto jest twoim kolarskim idolem, któremu chciałbyś dorównać?

Najbardziej zapamiętałem Zenona Jaskułę. Był stąd, z okolicy, zawodnik z tamtych lat, którego najbardziej zapamiętałem.

Gdybyś miał jeszcze raz zdecydować o tym czy zostaniesz kolarzem, mając już bagaż doświadczeń, podjąłbyś tę samą decyzję?

Tak. Powtórzyłbym to jeszcze raz. Nie widzę się w innej dyscyplinie.

Był taki moment, kiedy chciałeś zakończyć ścianie?

Zdecydowanie jeszcze nie, choć gdzieś zaświtało, kiedy było bardzo trudno w czasie wyścigu. Jednak szybko tę myśl odrzucałem.

Gdzie czujesz się lepiej. Jesteś lepszym góralem czy sprinterem?

Uważam, że jestem zawodnikiem wszechstronnym. Pomimo swojej drobnej postury mogę dobrze pojechać w górach i na płaskich etapach. Oczywiście wszystko zależy od dyspozycji.

Jakie są twoje najbliższe plany startowe?

We czwartek, 15 września, wylatuję do Włoch. Będę to cztery starty. Pierwszy i ostatni to klasyki a te pośrodku będą to krótkie dwu trzy etapowe wyścigi. Potem Mistrzostwa Polski, jazda parami i jazda drużynowa na czas, Mistrzostwa Świata w jeździe drużynowej na czas.

Wiesz już, co będziesz robił po zakończeniu kariery?

Już się do tego przygotowuję. Ojciec chce, żebym mu pomógł w trenowaniu najstarszych dziewcząt w UKS Mróz Colnago Jedynka Kórnik. Trochę już inwestuję w deweloperkę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na srem.naszemiasto.pl Nasze Miasto